Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

sobota, 23 maja 2015

MICHAŁ BONI - JAKO PRETORIANIN REŻYMU






To, że Michał Boni i JKM są funkcjonariuszami publicznymi w sensie prawa karnego, to normalne. Ale nie jest normalne, by czyn ten zakwalifikować jako naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza publicznego, bowiem znamiona ustawowe tego czynu przestępnego nie są w pełni zrealizowane. Czyli Pan Prezes JKM musiałby dopuścić się tego czynu - w związku i w czasie wykonywania obowiązków służbowych przez Michała Boniego, jako funkcjonariusza publicznego! Z powyższego nie wynikało nigdy, że to były właśnie takie czynności... Tym bardziej niepoważnym byłoby, żeby to zakwalifikować jako czynną napaść funkcjonariusza publicznego na funkcjonariusza publicznego, jak początkowo zakładano. Chyba że wg "norm prawnych" reżymu Boni jest nieustająco funkcjonariuszem publicznym reżymu tzw. starej i nowej komuny, czyli komuny prim i komuny bis - 24/24 h - jak pretorianin...

W związku z powyższym należało przyjąć kwalifikację prawną, jako jedynie naruszenie nietykalności cielesnej (u osoby fizycznej); tj. z art. 217 § 1 kk, a nie art. 222§ 1 kk . Czyli zwykła bździna ścigana z tzw. oskarżenia prywatnego. Jest to trzeci (ostatni) tryb ścigania karnego (nie mylić z powództwem cywilnym).
Swoją drogą dziwię się, że tego typu banały nie są jeszcze "ścigane" li tylko z kodeksu cywilnego, a zajmują cenny czas wymiarowi sprawiedliwości oraz organom ścigania, które fakultatywnie, jak w tym przypadku, podejmują czynności zabezpieczające w trybie niecierpiącym zwłoki przed wszczęciem dochodzenia (śledcze oględziny miejsca zdarzenia i inne czynności procesowo-operacyjne) lub/i w trybie normalnym po wszczęciu dochodzenia, lub w trybie czynności sprawdzających przed wszczęciem dochodzenia.
Podobne bździny (jak nazywają prawnicy-karniści) to: znieważenia; uchylanie się uporczywe od niepłacenia alimentów (art. 209 kk); etc. To wszystko powinno zniknąć z kodeksu karnego!

Ochlokracyjny reżym faszystowskiej biurokracji (chyba najgorsza odmiana tfu(!) tzw. demokracji) - i tutaj musiał podkreślić  swoją "powagę" instytucji... Prorok (czytaj: prokurator) wszczął postępowanie karne (asekuracyjnie) z grubej rury, czyli z wysokiego C, czyli z cięższej gatunkowo kwalifikacji prawnej czynu (straszak na swojego niewolnika), zakładając z góry, że w razie draki, tj. niepowodzenia w toku procesu, zawsze można będzie zejść bezpiecznie na lżejszą gatunkowo kwalifikację prawną czynu. Gdyby zaczęli od niższej, to by strzelili sobie samobója, bowiem w razie skutecznej linii obrony JKM, sąd nie mógłby zejść niżej na kwalifikację prawną w ramach tego czynu, gdyż kodeks karny takowej nie przewiduje, czyli zaraz musieliby umorzyć dochodzenie przed wszczęciem lub odmówić wszczęcia dochodzenia w tzw. czynnościach sprawdzających - z urzędu. A następnie odesłać materiały w sprawie do sądu razem z wnioskiem o ewentualne wszczęcie procesu karnego z tzw. ścigania prywatno-skargowego, o ile Boni, jako teoretycznie osoba pokrzywdzona, opłaciłby kaucję we właściwym do rozpatrzenia sprawy sądzie. Ostatnio taka kaucja wynosiła 300 zł. Wówczas, zarówno organy ścigania, jak i resort sprawiedliwości, zanotowałyby u siebie poważny minus w statystyce. Taki gol w statystyce, świadczy o nieporadności i nieskuteczności tych resortów. Największy minus byłby dla organów ścigania, mniejszy minus dla prokuratury, najmniejszy lub żaden dla wymiaru sprawiedliwości. Istnieje tutaj pewien odwieczny, celowo zakamuflowany konflikt interesów między organami ścigania a resortem sprawiedliwości (wg mnie celem rozmywania odpowiedzialności za prowadzone czynności...).

W obecnej komunie bis, pewne przepisy prawne i procedury, pozostały jeszcze od czasów komuny prim, wymyślone celowo i wyrachowanie pod własne żywotne interesy, aby w razie umoczenia tyłka przez funkcjonariusza partyjnego lub funkcjonariusza publicznego i ich popleczników oraz członków rodzin, można było spokojnie rozmydlić sprawę dowodowo. Na przykład, kilku prowadzących i nadzorujących na etapie dochodzenia i tak samo na etapie procesu sądowego, aby nie można było ustalić jednego odpowiedzialnego za ewentualnie schrzanione czynności dochodzeniowe. Ponadto, żeby można było ewentualnie ukręcić łeb sprawie, to wymyślono procedury (kodeks postępowania karnego i instrukcja dochodzeniowo-śledcza), za pomocą których można celowe przedłużać terminy dochodzenia tak, aby nastąpiło np. przedawnienie ścigania czy wyrokowania.
Niestety JKM w tym przypadku znalazł się po niewłaściwej stronie mocy...
    
A jeśli chodzi o sam kodeks karny, to ze szczególną bezczelnością, tupetem, komunistyczni karniści ustanowili sobie przepis karny, prawie nigdy nie do udowodnienia, np. Kradzież pojazdu w celu krótkotrwałego użycia. Ten przepis był wymyślony typowo pod synalków ojców-partyjniaków komunistycznych. Taka furtka w razie draki, kiedy to synalek aparatczyka dokonał kradzieży w celu przywłaszczenia pojazdu, a zatrzymany po kradzieży zawsze tłumaczył się, że chciał się nim tylko przejechać. Wówczas prawie każda ze stron w sprawie była zadowolona, a szczególnie funkcjonariusze prowadzący czynności w procesie karnym. Mieli wynik soczysty; druki statystyczne tzw. stm 2/3 i 3/3 - podbite przez proroka - jako przestępstwo i sprawca - wykryci! Dochodzenie umarzano na pniu, bez fatygowania sądu karnego, z uwagi na niski stopień społecznego niebezpieczeństwa czynu. Zarówno szczere przyznanie się do winy sprawcy, jak i okazanie przez niego skruchy oraz szczegółowe wyjaśnienie mechanizmu dokonanego czynu, z czystym sumieniem dawały prokuratorowi podstawy, by umorzyć je warunkowo, już na etapie postępowania przygotowawczego. Sprawca zapłacił nawiązkę na cele społeczne, samochód przekazywano osobie poszkodowanej, natomiast osoba poszkodowana, niekoniecznie zawsze była zadowolona z tej całej procedury prawnej.
Jeśli "krótkotrwały" sprawca, na krótko spowodował jakieś uszkodzenia w pojeździe lub zużył cały bak paliwa z zapasem w kanistrach, robiąc sobie wypad np. nad Bałtyk lub Balaton, gdy został zatrzymany tam, gdzie dziwnym trafem znajdowały się akurat "dziuple" paserskie (ale działające legalnie pod szyldem warsztatu samochodowego), przedstawiał w swojej linii obrony, iż zamierzał zatankować pojazd i ewentualnie naprawić usterki w takim warsztacie, a później podstawić pojazd, skąd go sobie wypożyczył zabrał, to też mógł się wywinąć z tego bezkarnie. Sprawca, gdy chciał być bardziej bezczelny, to wyjaśniał, że samochód chciał zostawić u ww. mechanika, a następnie powiadomić MO i zniknąć... Jakże sprawca musiał być przyjemnie rozczarowany, kiedy policja (wówczas MO) go zatrzymała na terenie "dziupli" i zaoszczędziła mu dalszej fatygi... Sprawca, jeśli sam nie wpadł na taką linię obrony, to skutecznie mu podpowiedział albo milicjant, albo prorok, albo nawet ktoś z sądu, i to wszystko, oczywiście, w majestacie prawa...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz