Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

piątek, 13 października 2017

CZARNA ŚMIERĆ I BIAŁA ŚMIERĆ




W sadze Pieśń Lodu i Ognia Georga R. R. Martina, doskonale znanej telewidzom jako serialowy hit pt. Gra o tron, słowa które utożsamiano z wiarą w Boga o Wielu Twarzach w Valyrii, to valar morghulis - co po starovalyriańsku oznaczało wszyscy muszą umrzeć. Odpowiedzią na to były słowa: valar dohaeris”, czyli wszyscy muszą służyć.

Ludzie Bez Twarzy, elitarna grupa skrytobójców, którzy śmierć uważali za naturalny porządek rzeczy i miłosierny koniec cierpień, za opłatą byli w stanie zabić każdego człowieka na świecie, a zawarty kontrakt uważali za boży sakrament. Cena zawsze była wysoka i zależała od tego, jak wpływowy był cel oraz jak dobrze strzeżony. Skrytobójcy gromadzili się w Domu Czerni i Bieli, świątyni Tego o Wielu Twarzach, by przy okrągłym stole omówić potencjalne zadania i kontrakty na zabójstwa. Używali wielu różnych metod, by zabić swój cel, np. trucizny zwanej dusicielem.
Książkowy bóg o wielu twarzach zdaje się być swoistą metaforą wszystkiego, czemu służą ludzie - marności, po której czeka ich, jako pewnik, tylko śmierć...


Śledząc historię skrytobójców wątek białej śmierci (lekarzy, koncernów farmaceutycznych, etc.) i czarnej śmierci (księży, instytucji kościelnych, etc.) nasuwa się sam. Analogia jest bowiem rażąca.
Rozpoczynając rozważania, należałoby wyjść od zrozumienia najważniejszych pojęć.
Czy rzeczywiście wszyscy musimy służyć i czym jest owa służba? Czy służba zdrowia i służba Bogu - to altruistyczne poświęcenie i powołanie - czy praca na rzecz wyznaczonego celu? Do kiedy jest się służebnikiem, a od którego momentu zaczyna się występowanie w roli funkcjonariusza? Czy będąc poza gildią funkcjonariuszy przełożonego na nasze realia Domu Czerni i Bieli możemy być jedynie niewolnikami, służącymi i umierającymi jakby na komendę uzależnioną od rzutu monetą przez skrytobójcę i o jaki tron toczy się ta gra?

Są trzy rodzaje białej śmierci: biały cukier, biała koka i... LPK (Lekarz Pierwszego Kontaktu). I najskuteczniejszy jest - rzecz jasna - ten ostatni. Niektórzy twierdzą, że też biała sól, ale w tej kwestii - nie ma co przesadzać, każdy kij ma dwa końce, a nawet można się pokusić o stwierdzenie, że populacja nasza w większości ma spore *deficyty soli w organizmie na rzecz wapnia.
I musimy wiedzieć, że poza białą śmiercią, jest jeszcze - czarna, i nie mam tu na myśli dżumy, bynajmniej...

Odejdę na chwile od tematu, ale to jest ważna wiedza!Tezę odnośnie *deficytów soli w organizmie u większości ludzi potwierdza biocybernetyk-terapeuta Zygmunt Wilkowski:
Gdy nie masz dużego nadciśnienia, to każdego dnia dosalaj zjadane potrawy. Sól zapewnia  przewodnictwo nerwów i sterowanie produkcją hormonów, niezbędną do prawidłowego działania hormonalnego. W naszym organizmie nie ma drutów, które są przewodnikami elektronów, więc ich rolę pełni sól, jako nośnik sterowań systemu nerwowego. Gdy nerwy są wypełnione w 90% solą, to po nich z szybkością 150 m/sek. przepływają elektrony. Kiedy tych jonów jest mniej, to nie ma nośnika dla elektronów i wtedy sygnał przekazują z szybkością 10 cm/sek. wędrujące jony soli, tylko wtedy, gdy dotrą do organu sterowanego, a gdy zmienia kierunek ruchu, to impuls sterujący zginie.Im mniej soli na nerwach, tym więcej jest traconych impulsów sterujących dla mięśni i gruczołów wydzielania dokrewnego produkujących hormony, enzymy i białka, tym gorsza jest praca organizmu i systemu nerwowego, który nabiera cech nerwowości, podatności na stresy, brak skupienia uwagi i opanowania. Sól ponadto konserwuje strukturę błon nerwowych zbudowanych z lipidów, które są dipolami elektrycznymi, mającymi na swych końcach ładunki elektryczne. Z jednej strony "+", z drugiej "-". Struktura błon jest poprawna, gdy wszelkie dipole są skierowane "+" do środka osi nerwu, wtedy na błonie jest potencjał 150 mV, który ściąga sól. Brak jonów soli przy dipolach błony, daje brak zrównoważenia ładunków, co odwraca jeden z sąsiednich dipoli o 180 stopni. Gdy takie zaburzenie jest na całym obwodzie błony, to w nim jest brak potencjału, co zatrzyma elektrony i jony soli, więc nerw przestanie przewodzić, a to pozbawi sterowania podległe komórki, powodując ich wagarowanie. Podczas zabiegu następuje przebudowa strukturalna dipoli błon nerwowych "+" do środka nerwu. Dodanie połowy łyżeczki do gorącej wody, bulionu lub barszczu, po wypiciu zakonserwuje naprawioną strukturę błon nerwowych i przywróci pełne przewodnictwo dla nerwów.
Podczas stresu przed egzaminem lub oczekiwanym czasem zdenerwowania, wypij szklankę gorącej wody lub bulionu z połową łyżeczki soli. W stresie nerki nie zwracają soli do organizmu i wydalana jest ona z mocznikiem. Osocze krwi pozbawione soli zabiera ją z nerwów, co daje utratę sygnałów sterujących i chaos na nerwach, czego objawem jest płacz, niezdolność do myślenia, brak opanowania i koordynacji ruchowej.
Sól służy do wytwarzania kwasu solnego HCL, którym żołądek odkaża zjedzony pokarm (...).
Niedobór soli powoduje też: niedobór wapnia i osteoporozę oraz ściąganie osłon mielinowych (koszulek izolacyjnych) z nerwów i rozchodzenie impulsów na boki (organizm to środowisko wodne), powodując różne zaburzenia i drgania mięśni nazywane stwardnieniem rozsianym SM. 
Po przywróceniu pełnego przewodnictwa nerwowego, możesz odczuwać rozkojarzenie i senność, gdyż mózg gubi się od natłoku informacji.
Autonomiczny układ nerwowy ma węzły nerwowe, do których wchodzi jeden nerw, a wychodzi dużo nerwów, sterujących pracą podległych komórek (np. włókien mięśniowych). Zadaniem węzła jest dostosowanie impulsu sterującego, do potrzeb komórek sterowanych przez ten węzeł (by włókna mięśniowe różnie się kurczyły lub rozkurczały, jedne szybciej, a inne wolniej, część dłużej, a pozostałe krócej). W węźle jest struktura różnicująca impulsy, przypominająca drzewo, a jej gałązki bez dalszych rozgałęzień, powinny być podwiązane pod wychodzące z węzła nerwy. Gałązki bez podwiązania, nie przekażą sterowań do nerwów i podległych komórek (wtedy te z konieczności wagarują), a swe ładunki zwrócą do receptora bólowego w węźle, który je zbiera i wysyła do mózgu, inicjując w nim ból proporcjonalny do sumarycznego ładunku (podobny do drażnienia prądem lub kłucia rozżarzonym drutem, co skutecznie stłumi ruchy inicjowane w zaburzonym węźle). Tę zasadę działania, stosuje się do naprawy. Po odszukaniu zaburzonego węzła (posiada powiększone rozmiary), naciskamy go opuszkiem palca, zatrzymując impuls wchodzący do węzła. Następnie kołysanie palca wpuszcza impuls, który generowaną falą prądową szturchnie całe drzewo dendrytowe, powodując wicie niepodwiązanych gałązek, co da ich częściowe podwiązanie do wychodzących nerwów. Gałązki, które się nie podwiązały skierują swe ładunki do receptora bólowego, wywołując ból kłujący podobny do drażnienia prądem. Po każdym ruchu kołyszącym palca, napływa kolejny ładunek, od aktualnych nie powiązanych gałązek, który zsumuje się z poprzednim ładunkiem, co spowoduje spotęgowanie bólu. Gdy zostaną podwiązane wszystkie gałązki, to do receptora bólowego nie wpłynie kolejny ładunek, a jego zawartość odpłynie do mózgu, co da zgaszenie bólu. Będzie to świadczyło, że ten węzeł został naprawiony, a wykonywanie dalszego masażu jest zbędne. Wypływa stąd wniosek, że ucisk nie jest źródłem bólu. Po masażu mózg musi się nauczyć obsługi nowych połączeń nerwowych, stąd odczuwa się rozkojarzenie, zagubienie, a zniekształcone przez ucisk receptory bólowe, powracają do poprzedniej struktury i przez około 3 dni generują impulsy bólowe. Kołyszący ucisk przy masażu może spowodować pękanie naczyń włosowatych i wylew podskórny, który po kilku godzinach może utworzyć siniak na okres 3-tygodni.

Wracając do tematu... Medycy i kler - dwie społeczne kasty, w pełni świadome lub bezmyślne narzędzia w rękach kreatorów (kreatur) Nowego porządku świata (NWO). Kapłani w białych i w czarnych *kitlach (*kitel: z hebrajskiego to śmiertelna koszula). Stawiani w roli mentorów lub autorytetów stają się bezpośrednim przyczynkiem do samo-unicestwiania się polegających na nich naiwniaków, którzy chętnie za to jeszcze płacą i całują w rękę. Do tych grup społecznych ludzie mają największe zaufanie, więc rozumiemy - dlaczego kreatury od NWO właśnie nimi operują (jako narzędziem ludobójstwa) najbardziej..

                                                                                                         
Znalezione obrazy dla zapytania memy o komuniÅ›cie papieżu franciszku    Znalezione obrazy dla zapytania memy o komuniÅ›cie papieżu franciszku



Po co rozpętywać na świecie kolejny konflikt zbrojny, niszczący bezpowrotnie wszystko, co spotka na swojej drodze; po co uruchamiać obozy koncentracyjne lub strzelać w tył głowy, skoro cel, jakim jest człowiek naszych czasów, odpowiednio zmanipulowany sam stawi się punktualnie w wyznaczonym miejscu, nadstawiając ciało do przyjęcia od funkcjonariusza/żołnierza w białym kitlu, strzału z wymierzonej weń strzykawki?
Niegdysiejsze arsenały broni i amunicji na przestrzeni czasu ustąpiły miejsca arsenałom dostępnym na aptecznych półkach. Pieczołowicie kształtowana świadomość społeczeństwa sprawia, że na naszych oczach dzieje się majstersztyk w kwestii redukcji populacji - niewielu bowiem nazwie zgubne efekty zabiegów (zwłaszcza szczepień!) oczywistym ludobójstwem, a ten, który się na to odważy, zostanie natychmiast wrzucony do wora ze zwolennikami teorii spiskowych albo chorymi psychicznie.
Trup ściele się, co prawda, gęsto, lecz nikt nie musi tłumaczyć się przed cynicznie zatroskaną opinią publiczną, jako że zmarły za życia sam wyraził na to wszystko zgodę, ba, jeszcze sam za to zapłacił, miejsca kaźni oczyszczać nie trzeba, a zgon zawsze można przypisać chorobom cywilizacyjnym czy osławionemu i upersonifikowanemu już przypadkowi. Zaraz, zaraz... ale o co chodzi? Gdy nie wiadomo, o co chodzi - to chodzi o kasę.
Nie dziwota, że lobby farmaceutyczno-medyczne - wyprzedza w biznesie opartym na krzywdzie i niewiedzy ludzkiej lobby wojenne
...





O tej nienażartej medyczno-farmaceutycznej bandyterce było już napisane TUTAJ i wiemy doskonale, że nie oszczędza ona nawet dzieci, natomiast wykorzystując środki masowego przekazu z rozmysłem oddziałuje na emocje rodziców, by tłoczyli lub pozwolili w nie wtłoczyć odpowiednie substancje już chwilę po narodzinach.

Może takie argumenty dotrą do naszych kato-hipokrytów (np. zwolenników PiSS, pobożnego lewactwa) i innego (np. PO, lewactwa bezbożnego), któremu wydaje się, że są prawdziwymi Chrześcijanami...
Wcześniej było już nie raz udowadniane, że prawdziwy katolik powinien być antysocjalistą; nie powinien występować p-ko przykazaniom, co najmniej: I, VII, X.
Niestety, społeczna (czytaj: socjalistyczna) nauka o KrK szkoli swoje owieczki na socjal-katoli, czyli socjalistów z krzyżem w zębach, którzy nie widzą nic złego w notorycznym łamaniu Prawa Bożego.I w ten sposób owieczki/barany są prowadzone przez swoich kapłanów w białych i czarnych kitlach na rzeź...

Onegdaj, w pewnym mieście, na miejsce zdarzenia drogowego (wypadek), gdzie z uczestników pozostał tylko sam leżący "bez ducha" poszkodowany, wezwano grupę operacyjno-dochodzeniową policji oraz Lekarza pierwszego kontaktu, który pełnił dyżur w pobliskim POZ.
Przybyły jako pierwszy na miejsce zdarzenia lekarz, nie podjął reanimacji poszkodowanego, gdyż rutynowo uznał, iż nastąpił zgon. Wypisał zatem kartę zgonu i udał się do domu, ponieważ stwierdził, że i tak jest już grubo po godzinach urzędowania, a za pogotowie ratunkowe robił nie będzie.
Traf chciał, że równolegle została wezwana również ekipa ratowników z pogotowia, którzy po przybyciu niezwłocznie rozpoczęli reanimację i przywrócili poszkodowanemu funkcje życiowe...
Ożywienie zwłok nastąpiło nie na długo, gdyż w drodze do szpitala, owa ekipa ratunkowa uległa sama kolizji drogowej, w wyniku której ożywione zwłoki poszkodowanego z wcześniejszego wypadku drogowego - faktycznie tym razem zeszły nieodwracalnie, na skutek urazu mechanicznego głowy (brak odpowiedniego zabezpieczenia poszkodowanego na noszach w karetce).

Ogólnie mówi się: Lekarz przybywa na miejsce wypadku, by stwierdzić, że trup jest nieżywy...

Kiedy widzi się, do czego doprowadziła współczesna medycyna, pytamy siebie mimo woli: ile pięter ma śmierć? (~Jean-Paul Sartre)                                                 


Ps.  
LEMINGOSTWO, CZYLI WSPÓÓŁCZESNE NIEWOLNICTWO MENTALNE... (LEMING-PACJENT-LEWAK) - KLIK!

                                                                                                                   
                                                                                                                                           

Autorzy:


Magdalena Wandachowicz
                                                                                                                                                            Zbigniew Zibi Osiewała






W dniu 05.06.2021 o godzinie 19:17 zaktualizowałem treść artykułu...

Medycyna akademicka uważa, że ciągłe ręczne sterowanie organizmu człowieka jest konieczne, bo organizm, mówiąc sarkastycznie, to biologiczny bubel/brak, który nie udał się Stwórcy w dziele stworzenia, po czym do jego dysfunkcji dołożyli swoją rękę kosmici, majstrując złośliwie przy tzw. systemie odpornościowym.
Poza Germańczykami (czytaj: zwolennicy Germańskiej Nowej Medycyny) i innymi nielicznymi, ludzie nie wiedzą, że trzeba pasywnie i cierpliwie podchodzić do wspomagania organizmu w jego atawistycznym, prozdrowotnym, prorozwojowym, adaptacyjnym, regeneracyjnym, adekwatnym, holistycznym samosterowaniu z automatu... Doskonale to, jak bardzo się myli medycyna konwencjonalna, zobrazowała Pani Monika Stawicka (terapeutka 5. Praw Natury/GNM):
💗💗💗 ODDAĆ CIAŁU KONTROLĘ 💗💗💗
Faza zdrowienia jest dla ciała.
Jest już po rozwiązaniu biologicznego konfliktu
W końcu można odetchnąć z ulgą i poczuć „wielkie UFFFF”
W fazie postresowej (zdrowienia) – ciało chce się zregenerować, potrzebuje WYRÓWNAĆ to, co zostało „muśnięte” stresem.
Jak ciało ma się regenerować?
CIAŁO WIE i nie musisz się wtrącać, ani kontrolować każdego etapu regeneracji.
Przecież… otwarta rana nie wymaga wydawania jej dyspozycji jak ma się zasklepiać, prawda?
Do regeneracji CIAŁO potrzebuje spokoju – autentycznych sprzyjających regeneracji warunków – ograniczenie aktywności, dużo odpoczynku, snu, zaopiekowania.
Do regeneracji potrzebuje również budulca odpowiadającego za odbudowę komórkową – zatem odpowiednia dieta będzie wspierać tę fazę.
💗 I … NAJWAŻNIEJSZE – do regeneracji potrzebuje spokojnej i wolnej od stresu psychiki. Fazę stresową mamy już za sobą, a więc podczas regeneracji NIE MA MIEJSCA na stres.
Paradoksalnie zamiast wycofać stres (jesteśmy przecież po rozwiązaniu biologicznego konfliktu), znów go uaktywniamy i pakujemy w „niepokojące” objawy, których doświadcza ciało – gorączka, ból, wysięki, obrzęki.
Nie potrafimy tych objawów PRZYJĄĆ, gdyż nikt nie nauczył nas, że są one częścią powrotu do równowagi. Tak jak dzień uzupełnia noc, jak odpoczynek uzupełnia wcześniejszą aktywność, jak pojednanie uzupełnia wcześniejszą separację. Pozorny dualizm i tak okazuje się JEDNYM.
Ta część choroby ma być regeneracją, a dla niektórych staje się koszmarem aktywującym najbardziej pierwotne lęki – „strach przed śmiercią” oraz wprogramowane projekcje: „kto wykona za mnie pracę”, „nie mogę leżeć, bo rodzina umrze z głodu”, „co za nuda (pustka) tak leżeć”, „kiedy odpoczywam czuję się nic nie warta / nie wart”, „leżenie i nic nie robienie sprawia, że moje życie jest bez sensu”.
Zobacz … zwierzęta potrafią w relaksie i odpoczynku spędzać całe godziny. Czy kot ma wyrzuty sumienia, że wyleguje się w słońcu? Albo czy pies czuje się nic nie wart, kiedy odpoczywa w cieniu pod brzozą, pomiędzy obszczekiwaniem przechodniów? Czy tylko wtedy jest coś wart, kiedy wykonuje swoją robotę?
💗 Odpoczynek jest wprogramowany w porządek Natury. Jest czas aktywności i czas odpoczynku. Jest czas zdobywania pożywienia i wbudowywania składników odżywczych, jest czas na stresowe pobudzenie i odpowiedź całego ciała na ten stres …. I jest czas PO STRESIE – dochodzenie ciała do równowagi.
Przeczytaj o Dwufazowości KAŻDEGO ZACHOROWANIA: http://5prawnatury.pl/2-prawo-natury/


A oto fragment wpisu w NECIE (18.10.2018) wspaniałej i doświadczonej psycholog i psychoterapeutki klinicznej oraz zwolenniczki GNM na temat pewnej kasty:

(...) Lekarze to kapłani. Levitujący Levici. Nadludzie. Nietykalni. Najgorsze i wołające o pomstę do nieba złamanie etyki lekarskiej przez lekarza, to nie popierać innego lekarza. Tak tam stoi. Wystąpić przeciwko innemu lekarzowi - to zbrodnia. Samodzielne myślenie - też zbrodnia. Próba uniezależnienia się od procedur narzucanych przez Wielkiego Big Farmazona - wymaga Kary Głównej. Megalomania - zawodowa choroba tych nadludzkich fachowców w śmiertelnych koszulach (po hebrajsku - kitel --> śmiertelna koszula).
Brak skrupułów - powszechna cecha. Poczucie całkowitej bezkarności i nieprawdopodobna (z tym związana) demoralizacja.
Gdy w Izraelu i USA doszło do generalnego strajku lekarzy - śmiertelność nagle spadła (odpowiednio) - o 70% i blisko 40%. Ale - co zrobić, kiedy jeden z drugim - to ewidentny nadludź i ma do tego ,,powołanie"...Tylko - dlaczego ja muszę za wszystko przymusowo płacić prywatnie, skoro system utrzymuje tych wybitnych fachowców na etatach z moich podatków? Jeśli są tacy dobrzy, to dlaczego SAMI SIĘ NIE POTRAFIĄ UTRZYMAĆ? (...). (~ Śp. BK-T)
Uwaga!Ten artykuł i inne o podobnej tematyce (w aspekcie szczepienia dzieci) pisałem około 4 lata temu i wspominałem o obowiązku tzw. szczepień ochronnych dzieci, i tylko kwestią niedalekiej perspektywy jest, jak mówiłem, będzie wprowadzony przymus szczepień dla dorosłych... Co prawda oficjalnego przymusu nie ma (jak się okazuje), ale pośredni, nieoficjalny przymus (szantaż) i bezprawna segregacja sanitarna (lub raczej dyskryminacja) - trwają w najlepsze! Przy czym dzieci wówczas szczepiono szczepionką (sensu stricte), które również okaleczały mocno dzieci psycho-fizycznie, a obecnie, zarówno dzieci, jak i dorosłych - depopuluje się za pomocą tzw. śmiercionki (czytaj: preparatu chemicznego w fazie testowania, jako eksperyment medyczno-naukowy).

W dniu 07.11.2021 o godzinie 09:45 dokonałem aktualizacji treści artykułu...



                   


To pudełko ryje Wam berety od lat...

Co mi dają dobrego reklamy w TV? Nic. Marnują moje zdrowie psychosomatyczne. Te przerywniki programowe pełne są obrazów migających z częstotliwością 1-5 Hz, najsilniej pobudzając nasz układ nerwowy. A ostre dźwięki - mają za zadanie wprowadzić nas w stan zwiększonej koncentracji uwagi przed zwiększoną dozą reklam, które zaraz będą polecane.

Reklamy, a w trakcie ich trwania - głos jest zawsze mocniejszy niż normalnie. W tym układzie moje nerwy sięgają zenitu i odruchowo łapię za pilota, żeby wyłączyć głos albo przełączyć na inny kanał. Jeśli na innym kanale jest też reklama, to można się wściec.
Można sobie policzyć - ile w toku jednej reklamy zmieniany jest obraz… Około 35 razy, w czasie 30. sekund reklamy. Czyli oznacza to, że się zmienia średnio co 1. sekundę.

To jest dokładnie tyle ile potrzeba, byśmy zdążyli zarejestrować sobie w naszym mózgu jakiś obraz, ale nie zdążyli go, broń Boże, przemyśleć czy przeanalizować, zwłaszcza, gdy dotyczy reklamy leków, supli itp. gówien - tylko natychmiast start do apteki lub do jakiegoś punktu dystrybucyjnego leków/paraleków, żeby mi nie wykupili...

Człowiek ma być niewolnikiem, ma mieć wodę z mózgu i ma dać się, jak baran, strzyc przy samej skórze, obdzierać ze skóry żywcem, a na koniec zabić.   

        


      

 

                                                                                                                                                  

                                                                                                                         
                                                                                                                                                            
Zibi
 
                                                                                                                                                                                                                                                                                

środa, 12 lipca 2017

W TROSCE O ZDROWIE "KRULA"


Pożywienie prozapalne...


Moim zdaniem, ostatnia przygoda Pana Prezesa z zapaleniem otrzewnej, to był najmniejszy wymiar kary za ignorowanie swojego stanu zdrowia. 

Refluks widoczny na setki mil - NIELECZONY PRZYCZYNOWO, a leczony objawowo -  przynosi skutki katastrofalne, począwszy od chorób przewodu pokarmowego, kończąc na chorobach neurotycznych czy psychotycznych. Ponadto niezwracanie uwagi na produkty GMŻ; łączenie dużej ilości jajek z dużą ilością cukru (o, zgrozo! z cukierniczki, odartego z wszystkiego co prozdrowotne, czyli z substancji odżywczych; rafinada) - to wielka produkcja kamieni cholesterolowych, kałowych, żółciowych, wątrobowych, nerkowych, a do tego duża ilość tłuszczu - to murowana dieta korytkowa. Jest to najgorsza z możliwych diet, przyczyniająca się do powstania wielu chorób tzw. cywilizacyjnych, głównie chorób z hiperinsulinemii. 
To też nie dziwi mnie fakt, że Pan Prezes często zasypia na siedząco... Zdaję sobie sprawę, że lewactwo przynudza w Eurokołchozie, ale głównym powodem może być na początku hipoglikemia, a później hiperglikemia i jej skutki.

Poniżej przedstawię mój przykład sztandarowy odnośnie nieszkodliwości cholesterolu z pożywienia, ale i niekorzystnych dla organizmu skutków, jeśli nieprawidłowo połączy się niektóre pokarmy.
 Osobiście zjadam średnio po około 5-10 jaj dziennie od około 17. lat. Ale...

Z cholesterolem organizm sobie radzi w następujący sposób:
człowiek dorosły, o wadze ok. 70 kg może sobie zjeść dziennie, jeśli tylko zmieści, około 1 kg jaj, płucek, mózgu (duża ilość cholesterolu), a i tak organizm przyswoi – jedynie około 0,35-0,37 g cholesterolu, czyli w przybliżeniu około 0,5 g. Tyle przyswoi organizm cholesterolu egzogennego, czyli z dowozu/z jedzenia.

Jeśli człowiek odżywia się zdrowo i nie ma niewydolnych układów wydalniczych, i połączy pokarmy wysoko-cholesterolowe z wysoko-cukrowymi – to wtedy też przyswoi około 0,5 g cholesterolu egzogennego, ale i co najmniej około 1 g endogennego, tego z syntezy.
Czyli u zdrowego: na dzień przyswoi np. około 1,5 g łącznie. Mniej więcej tyle samo wydali: ok. 0,5 g jako cholesterol i 1 g w postaci soli żółciowych, z których w procesie recyklingu wątroba część pozyska i przerobi na prowitaminę D3.

Ale jeśli będziemy mieli jakiś defekt metaboliczny i będziemy łączyć pokarmy (korytkowo: wysoko-cholesterolowo, wysoko-tłuszczowo, wysoko-węglowodanowo), czyli posiadające w sobie dużą ilość cholesterolu i dużą ilość cukrów - to organizm przyswoi nawet od 3–9 g cholesterolu dziennie (widziałem u niektórych z hiperholesterolemią żółte blaszki cholesterolowe pod skórą powiek). Tak jest u ludzi z defektem metabolicznym (złogi cholesterolowe upchane po całym ciele człowieka). Czyli rocznie będzie się odkładało około 2,5 kg balastu. Jeśli to się gromadziło, latami, to może mieć w sobie około kilkunastu kg złogów różnej maści.
Zaś z połączenia dużej ilości tłuszczu i dużej ilości węglowodanów - wszelkie choroby z hiperinsulinemii.

Jeśli założymy, że taki człowiek się nawróci/ogarnie i będzie jadł jak człowiek, a nie żarł jak zwierzę, to będzie się pozbywał balastu w ilości około 1,5–2 g dziennie. 
Czyli – ile teraz trzeba czasu, aby pozbyć się go, od momentu zanim człowiek się ogarnie? Pewnie kilku lat, i to nie tylko przy pomocy samej diety oczyszczającej czy zasad zdrowego odżywiania, ale i pewnych środków detoksykujących, bo złogi-toksyny są składowane, prócz jelit, poza układem trawienia, jeszcze różnych tkankach, przy niewydolnym układzie wydalniczym.

Tak więc ani tłuszcz, ani cholesterol się nie odłoży w organizmie z cholesterolu egzogennego. Natura nie jest taka głupia, jak myśli medycyna, że z tego samego utworzy się to samo. 
Gdyby tak było, jak myśli medycyna, to np. łysi by jedli włosy na porost włosów.
Organizm to nie jest gar poligonowy, żeby wszystko, co się tam wrzuci do niego pozostało w takiej samej postaci. Natura, jeśli ma do czynienia z cukrami, to nie przerabia ich na cukry, prócz skromnej, niezbędnej ilości w postaci glikogenu, tylko nadmiar cukrów - w tłuszcz. Cukier w roślinie nie powstaje dlatego, że rolnik sypał do gleby cukier; a zielone liście na drzewie owocowym rosną dlatego, bo dolał farby zielonej do gleby; kwiaty w kwiaciarni nie pachną dlatego, że dolał perfum do gleby; czerwone maki na Monte Kasino też nie wzrosły z polskiej, przelanej w bitwie krwi, jak mówią słowa pieśni żołnierskiej; etc.

Z biochemicznego punktu widzenia, do utworzenia cząsteczki cholesterolu, potrzebny jest kwas tłuszczowy, który to powstaje z tzw. aktywnego octanu, a ten ostatni może powstać z wszystkiego, czyli z: białka, tłuszczu i węglowodanów, a nawet z tzw. pustych kalorii, czyli z alkoholu. Ale potrzebny jest jeszcze drugi półprodukt, tzw. NADPH, który powstaje - tylko z węgli, ale zjadanych - tylko w ilościach nadmiernych. A żeby znalazły się oba półprodukty muszą być w pożywieniu węglowodany.

Już kiedyś przestrzegałem Pana Prezesa przed lekceważeniem swojego stanu zdrowia... popisywaniem się jedzenia błotka cukrowo-kawowego (14 kostek do filiżanki kawy), po uprzednim zjedzeniu około 10 jaj w jajecznicy i deseru tortowego; itp. itd.
Pan Prezes raczył coś wyjaśniać, że nie boi się jedzenia cukru, bo w dzieciństwie jadał dużo jajek i "jest uodporniony na cholesterol"...???
Widać jasno z tego, że JKM ma tutaj ogromne luki w wiedzy o zdrowiu czy nawet o chorobach (wiedza biochemiczna).
Ostatnio ktoś mówił o tym, jak JKM, przez dwa dni zjadł ok. 1 kg jajek i 2 kg cukru, goszcząc gdzieś na prywatnej kwaterze, będąc na tzw. wyjeździe.
Jajka - ok., można i więcej, jeśli jest ochota, ale do tego taka ilość cukru (jednej z "białych śmierci") - to jakieś nieporozumienie.

GENERALNIE - POKARM BOGATY w WĘGLOWODANY i w TŁUSZCZE GENERUJE PRODUKCJĘ MARKERÓW PROZAPALNYCH; JEST TYPOWO PROZAPALNY!

Posiłek zjedzony w postaci jajek i pieczywa, lub ziemniaków, kasz, ryżu, itd. - to bardzo złe połączenie. Około 63% kalorii z jajek pochodzi z kwasów tłuszczowych, a ok. 77% kalorii z pieczywa pochodzi z węglowodanów. I właśnie takie połączenie wysoko-węglowodanowe i wysoko-tłuszczowe znacznie utrudnia metabolizm.

W ostatnim czasie badania naukowe ustaliły tezę, z której wynika, iż takie połączenie posiłków (dieta korytkowa) powoduje wzrost ekspresji kluczowych białek, które zakłócają transdukcję sygnału insuliny i leptyny. To oznacza indukcję lekkiej oporności na insulinę i leptynę, naruszając metabolizm tego, co jemy.

Wzrost ekspresji cytokin prozapalnych występuje już po czasie jednej h od zjedzenia takiego posiłku i utrzymuje się jeszcze kilka h w organizmie. Prócz tego dochodzi także do wzrostu ekspresji niektórych prozapalnych kinaz, które to naruszają funkcje insuliny.

Takie posiłki powodują też różne schorzenia w obrębie układu krwionośnego. Chodzi tutaj głownie o powstanie stanu przednadciśnieniowego, a później choroby związane z nadciśnieniem tętniczym. 

Posiłek bogaty w tłuszcze i węglowodany (nawet u ludzi zdrowych) powoduje zmiany podczas stresu oksydacyjnego i stanu zapalnego, naruszając reaktywność naczyniową i rozszerza naczynia.
Gdy wzrasta stężenie glukozy po takim posiłku, to również wzrasta poziom TG (trójglicerydów), które to następnie obniżają wrażliwość komórek na działanie insuliny. To dalej skutkuje tym, że metabolizm glukozy ze zjedzonych węglowodanów jest mocno utrudniony.

Posiłki takie powodują otyłość i nadwagę, bowiem węglowodany są jako pierwsze spalane, a nie kwasy tłuszczowe - biorąc pod uwagę pokrycie potrzeb energetycznych. Dlatego też taka ilość glukozy hamuje spalanie tłuszczów, które to są odkładane w zapas, czyli do zmagazynowania.
Biochemia lekarska Meisenberga i Simmonsa mówi: Po posiłku mieszanym, złożonym z tłuszczów, węglowodanów i białek, tkanka tłuszczowa otrzymuje większość jego kwasów tłuszczowych pod wpływem lipazy lipoproteinowej na trójglicerydy przenoszone przez chylomikrony.

Reasumując, za pomocą insuliny - duża ilość glukozy z węglowodanów stanowią główne paliwo energetyczne, a tłuszcze są magazynowane w tkance tłuszczowej. Komórki tkanki tłuszczowej przyswajają tłuszcz z posiłku, gdyż jego spalanie hamuje insulina, która daje przez to pierwszeństwo spalania glukozie ze zjedzonych węgli.

A zatem, jeśli zjemy dużo tłuszczu i dużo węgli w jednym posiłku, to obwiniamy za ten stan rzeczy tłuszcze, a to nie jest prawdą, gdyż winę ponoszą za to węglowodany.
Z powyższego jasno wynika, że żywienie korytkowe, czyli: wysokobiałkowe (białkowe słabej jakości, tzw. śmieciowe, ich nadmiar - przerobiony w węglowodany), wysoko-tłuszczowe i wysoko-węglowodanowe (głównie - jeśli to są cukry proste) - generalnie powoduje co najmniej nadwagę i otyłość, i z tym związane późniejsze skutki innych chorób.
A w takiej kolejności komórki organizmu stają się oporne na funkcje insuliny, czyli inaczej mówiąc, komórki przestają być wrażliwe na działanie insuliny: najpierw komórki wątrobowe, później tkanki mięśniowej i na końcu tłuszczowej.
To posiłek zjedzony z jajek i pieczywa (nawet jeden i u zdrowego doprowadza do stresu oksydacyjnego i jego skutków ujemnych), a co powiedzieć - jeśli ktoś tak je od X lat i do tego cukier "rafinadę"...

Odnośnie samego zapalenia otrzewnej...

Wyrostek robaczkowy, analogicznie do migdałów gardłowych, jest potocznie nazwanym - jako migdałek jelitowy, czyli stanowi funkcję węzła chłonnego. Bierze udział w procesach odpornościowych. Jest jakby dodatkowym magazynkiem flory bakteryjnej, "pozytywnej".
Jak każda tkanka, kiedy ulegnie zdefektowaniu z powodu toksemii - organizm wytwarza stan zapalny, usiłując go zregenerować. Ale biorąc pod uwagę jego położenie i postępujący proces ropny - dochodzi do zapalenia otrzewnej, a taki stan jest niebezpieczny dla życia. Dlatego też nie można czekać na to, iż organizm sam upora się z tym problemem i zregeneruje tkankę wyrostka, tylko trzeba wykonać odpowiedni zabieg chirurgiczny, czyli resekcję. wyrostka.

W normalnych warunkach, prowadząc zdrowy tryb życia, organizm nie dopuszcza do zapalenia tzw. ślepej kiszki, ale jeśli ulegnie zapaleniu z powodu - jak wyżej opisałem, to następstwem tego jest zapalenie otrzewnej. Wewnątrz wyrostka zamiast "dobrej" flory bakteryjnej jest ropa, którą wraz z wyrostkiem trzeba niezwłocznie ewakuować do zewnątrz, czyli usunąć.

Czy już widać - co było pośrednią przyczyną zapalenia wyrostka robaczkowego u Pana Prezesa?!

JKM zasypia w Europarlamencie nie tylko z debilnego deliberowania europ(osłów)...

Szybcy "utleniacze", jak wynika z analizy pierwiastkowej włosa, mają zapotrzebowanie na: jod, cynk, cholinę, inozytol, bioflawonoidy, witaminę B5, B12, D. Taki szybki „utleniacz” charakteryzuje się niskim stosunkiem wapnia do fosforu. Zwiększenie białek i tłuszczy jest po to, żeby zmniejszyć aktywność glikolizy. W przypadku dużej ilości węgli spożywanych przez "szybkich", dochodzi do deficytu energetycznego w komórkach oraz powstania nadmiernej ilości kwasów, głównie w drodze glikolizy beztlenowej (wykład dr. Rosendale`a). To zaś mogłoby tłumaczyć samopoczucie u osób, które mają po posiłkach tzw. zjazdy energetyczne i są śpiący.

Idąc tokiem rozumowania dr. Rosendale`a mogą też mieć początki objawów cukrzycy typu II lub początek tzw. nietolerancji glukozowej. Badanie glukozy czy hemoglobiny glikolizowanej nic w takim przypadku może nie wykazać. A wykaże miarodajne badanie oznaczenia poziomu insuliny w krwi, z tym, że w Polsce kilka lat temu takie badania robiły może tylko dwa laboratoria, wiem, że Łodzi i w Krakowie. Nie wiem, jak jest obecnie - ale nawet gdyby - to lekarze jadą klasycznie z badaniami cukru we krwi, bo tak ich nauczono (czytaj: wytresowano przez rzeczone lobby, bo po co przyczynowo wyleczać, skoro naprodukowano igiełek, strzykawek, pasków ketonowych, glukometrów i konowałów i innych tzw. dietetyków od przemysłu cukrowego w organizmie człowieka; widziałem na oddziale diabetologicznym, jaka jest dieta dla cukrzyka i jaka jest zalecana do domu - przeważnie procukrzycowa).

Prócz nieprawidłowości glikemicznych - po prostu mogło wystąpić zwykłe "przejedzenie" się lub hipokartyninemia (czytaj: niedobór karnityny). Zbyt duży dowóz substancji odżywczych (zwłaszcza węglowodanów) w stosunku do zapotrzebowania energetycznego organizmu na daną chwilę.

Chciałbym aby Pan JKM nabrał trochę pokory odnośnie swojego organizmu; żeby złudnie nie wyobrażał sobie, iż od chorób chroni go jakiś wyimaginowany specjalny immunitet...
Wszystkie choroby mają przyczynę jedną: ab ovo toksemia. A toksemia bierze się prawie w całości ze złego odżywiania. Herodot: "Z potraw które się zjada powstają wszystkie choroby ludzkie...".
Ja tylko przestrzegam i dmucham na zimne, żeby Pan JKM nie robił sobie żartów ze zdroworozsądkowego trybu życia - żeby mógł dalej realizować swoje hasła: Bóg, Honor, Ojczyzna. Żeby je realizować potrzebna jest wysoka samoświadomość odnośnie bytu/istnienia (mądrość polegająca na znajomości przyczyn rzeczy istotnych i najistotniejszych dla człowieka). Przy czym zaznaczam, że nie chodzi mi o lewackie podejście z wydziwianiem z badaniami i meNdyczną "profilaktyką" (w myśl lewackiego hasła: "Przezorny zawsze ubezpieczony..."), która nie ma nic wspólnego z prawdziwą profilaktyką zdrowia wg Hipokratesa. 
Jeszcze raz powtarzam, nie chcę doczekać momentu, gdzie spotka mnie wątpliwa satysfakcja powiedzenia: "...a nie mówiłem...". 
Co mi po martwym lub schorowanym wodzu, wg mnie, z faktycznie jedynie słusznej opcji politycznej, w którym upatrywać można nadziei w skutecznej naprawie lewackiej RP...

Ps. Jeszcze o refluksie i przyczynach pośrednich co najmniej, wg mnie, około 95% chorób...

Jerzy Zięba, choć dla mnie nie jest autorytetem od zdrowia, tylko od leczenia "naturalnego" chorób (usuwanie objawów środkami naturalnymi), to jednak w tym przypadku prawi dobrze:
Jerzy Zięba - zakwaszenie żołądka - KLIK
Jeśli JKM refluks leczy po akademicku (IPP), a laskę kładzie na zdroworozsądkowe odżywianie i na wiedzę o zdrowiu, to współczuję.
Uwaga! Pan Jerzy Zięba podaje przyczyny pośrednie około 90% chorób, jeśli nie więcej.
Dodam od siebie, że zgodnie z prawami fizyki i technologii, jeśli uznamy, że przewód pokarmowy to taki taśmociąg biotechnologiczny, w którym następuje obróbka materiału, to ów taśmociąg powinien być sprawny od początku do końca. I jeśli jakieś stanowisko zostanie pominięte (np. żołądek, jako jedno z pierwszych i najważniejszych ogniw tego łańcucha biotechnologicznego), to na końcu tej taśmy, czyli w efekcie ostatecznym - wyjdzie nam bubel biologiczny/"brak"; powstaje zdefektowana tkanka lub/i dysfunkcja układów organizmu - choroba.


Ps1. Jeszcze raz o kwestii przewartościowania priorytetów...



Muszę uprzejmie zaznaczyć, że idea szczepień, idea honorowego dawstwa krwi i szpiku, akcja Owsiaka, etc. - to lewackie hucpy, i są z gruntu złe (są załgane od początku do końca).

Nie popieram Jehowach, ale przetłaczanie krwi, szpiku - nie jest zd
rowe ani dla dawcy, ani dla biorcy, oczywiście, pomijam kwestię ratowania życia.

Gdyby wprowadzić w szkole podstawowej program profilaktyki zdrowia wg Hipokratejskiego nurtu, wtedy miałoby sens głoszenie i realizacja hasła: "Bóg, Honor, Ojczyzna". Ale najpierw zadbanie po prawacku (wzięcie zdrowia we własne ręce - prawdziwa profilaktyka prozdrowotna i nabranie wysokiej samoświadomości, prócz kwestii: ratowania życia - medycyna interwencyjna/doraźna) o kwestię bytu/istnienia i zdrowia, a później lub równolegle realizację ww. hasła. 

Jeśli oddanie po lewacku zdrowia i życia w ręce jakiegoś funkcjonariusza od służby (tfu!) "zdrowia" oraz głoszenie hasła: "Przezorny zawsze ubezpieczony", czy też: " Życie najwyższą wartością człowieka", to, oczywiście, powinno się oddać prym dla głoszenia i realizacji hasła: "Bóg, Honor, Ojczyzna".

Pan Prezes chciałby realizować to hasło, opierając się częściowo tylko na gruncie prawackiej idei dbania o zdrowie, a częściowo (większej części) na socjalistycznej (tfu!), "opiekuńczej" roli państwa (popieranie częściowe idei szczepień, choć bez przymusu; GMO; akcji WOŚP; etc.)
W takim przypadku głoszenie i realizacja tego hasła - są wysoce nieskuteczne
... 



   Janusz Korwin-Mikke śpi w Brukseli                                                                                                                                                         Zibi       


środa, 17 maja 2017

OD CZEGO BY TU ZACZĄĆ NAPRAWĘ PAŃSTWA "DEMOKRATYCZNEGO"







Jak rzekł był niegdyś Nicólás Gómez Dávila: "My, wrogowie powszechnego prawa wyborczego nie przestajemy zdumiewać się z powodu entuzjazmu, jaki wywołuje wybór garstki nieudolnych przez masę niekompetentnych".

Problemem ludzi wierzących w demokrację jest symplifikowanie jej sensu stricte do pojęcia "wolności" i sprawienie, iż staje się ono słowem-wytrychem. Demokracja bowiem to nic innego niż łom, służący do wyłamania zamka w ostatnich drzwiach - tych, za którymi stoi już tylko tyrania.

Mówiąc o "demokracji" dzisiejsi obywatele traktują ten legendarny i utopijny zresztą ustrój jako wybawienie, jako oddanie im w ręce jakiejkolwiek władzy, biją czołem przed hasłami wolności, ale - niestety - wolności idącej w nierozłącznej parze z równością. Powielając zatem, w pełni nieświadomie zresztą, schematy socjalistyczne, poddani manipulacji, propagandzie oraz iluzji władzy kreują rzeczywistość ku uciesze włodarzy tego świata, służalców własnych interesów i sakiewek.


Decyzje podjęte przewagą większości (reżim w pełnej krasie!) wbrew powszechnemu uznaniu, iż są decyzjami suwerennymi, w rzeczywistości nimi nie są. Z pomocą "jedynej-słusznej-opcji" przybywają bowiem na przykład media: odpowiednie cykle tematyczne z osobami pożądanymi, małe pranie mózgów odbiorcom, potem jakiś polityczny sondaż - i już osoby słabo zorientowane w świecie politycznym głosują "jak należy". W opublikowanym 25 lutego przez chiński „Dziennik Ludowy” znalazło się zdanie prezydenta Xi Jinpinga, brzmiące: „Gdziekolwiek są czytelnicy, gdziekolwiek są widzowie, tam musi sięgnąć ręka propagandy, bo właśnie tam znajduje się sens i punkt docelowy działań ideologicznych”. Przykład skrajny, ale jakże trafnie odwzorowujący realia, mimo, że u nas nie Chiny - ale Najjaśniejsza Rzeczpospolita.

Konfucjusz prawił, iż "naprawę państwa należy zacząć od naprawy pojęć" - nie możemy nie zgodzić się z tym wyzwaniem, a skoro jesteśmy już przy "demokracji" zatrzymajmy się i zastanówmy, czy ustrój, który tak określamy, w rzeczywistości ma z nią punkty styczne. I tutaj odwołam się do tego, co Charles Mills słusznie ujął opisując problem degeneracji demokracji, bowiem elityzm wydaje się warunkiem sine qua non w procesach transformacji ustrojowej. Ile zatem potrzeba suwerenowi, jakim mieni się lud, balansującemu na cienkiej linie rozgraniczającej tę uwzniośloną, piękną, zmitologizowaną wręcz demokrację z jej karykaturą i wynaturzeniem, jakim jest zwykła zwulgaryzowana ochlokracja, czyli rządy motłochu, by z całym impetem upadł po ciemnej stronie mocy sprawczej?

Harvey Leibenstein, amerykański ekonomista, sprecyzował, czym jest efekt owczego pędu, opisywany w psychologii społecznej, jako syndrom grupowego myślenia. Iluzja jednomyślności i nieomylności, wywieranie nacisku dla wymuszenia konformizmu, etc. - czyż nie tym charakteryzują się powstające pośród zwolenników "demokracji" obozy ideologiczne? Weźmy jako przykład autokreację PiSu na obrońcę biednego i uciśnionego społeczeństwa przed złym establishmentem, jako bodziec ku pociągnięciu za sobą masy elektoratu - sprawdziło się? Ano, sprawdziło! PiS u władzy, lud kupiony za własne pieniądze cieszy się z 500+, w głębokim poważaniu przy tym mając skandaliczny deficyt budżetowy, terror instytucji państwowych i ucisk podatkowy.


Czy przeciętny Kowalski, pogrążony w przywołanym powyżej owczym pędzie, przystanie na chwilę i zastanowi się nad tym, jakie konsekwencje poniesie za sobą polityka partii Jarosława Kaczyńskiego? Bazując na ułomnej empirii rozmów ze "statystycznymi Polakami": czy przeciętny Kowalski odda swoje 500+ i zgodzi się dla dobra ogółu na likwidację PIT i CIT, obniżkę VATu, akcyzy? Ano, nie zgodzi się - i tutaj obnażamy ogromną hipokryzję! Jeżeli bowiem demokracja mieni się sprawowaniem władzy ogółu w służbie ogółowi - dlaczego tak istotne jest dla przeciętnego Kowalskiego osobiste dobro, całkowicie prywatny interes? "Społeczeństwo demokratyczne" w naszym kraju, społeczeństwo, którego mentalność przenika po dziś dzień rozumowanie całkowicie socjalistyczne, wychodzi z założenia, iż lepsze jest równanie w dół - lepsze, ponieważ bezpieczniejsze. Po co wysilać się i rywalizować przy zachowaniu norm moralnych/etycznych/zasad zdrowej konkurencji, skoro kapitan Państwo ma wprawę w ograbianiu ogółu i dzieleniu wszystkiego między wszystkich po równo, oszczędzając przy tym krocie dla siebie? Nie może być zatem mowy o "dobru wspólnym", jako o naszej powinności, ponieważ jest to arystotelesowska mrzonka, która rozbija się jak bańka mydlana po zderzeniu z przeciętnym Kowalskim i jego zasiłkami. 

Wracając do nieprawidłowości w sprawowaniu władzy w państwie demokratycznym - przy całym ogromie instytucji, administracji i tłumach rządzących nie ma u nas żadnej instytucji zwierzchniej, która zapanowałaby nad powyższymi, by wykonywali oni swoją władzę zgodnie z wolą poddanych. "Poddanych", ponieważ od zawsze byłam i jestem niezmiennie zwolenniczką restytucji monarchii i choć jest nam do niej bardzo daleko, to trzymam się tego zamysłu konsekwentnie, jako idei przewodniej w całym moim podejściu do rozważań politycznych. Monarchia to ustrój zgodny z Królestwem Bożym, zatem szanując fundamenty cywilizacji łacińskiej oparte o normy chrześcijańskie - nie można powiedzieć, że "ustroju lepszego od demokracji nikt nie wymyślił", bo wymyślił go sam Bóg. 

Schodząc natomiast na Ziemię i zaglądając do Sejmu... dzisiejsi posłowie, czyli sprawujący władzę z woli narodu przedstawiciele interesów swojego elektoratu, również nie zauważają, iż to oni są w służbie narodowi i to nie naród istnieje w służbie posłom.
Zgodnie z ideą subsydiarności sięgającą swoimi korzeniami czasów starożytnych, będącą także ważnym elementem katolickiej nauki społecznej winno być: "tyle władzy, na ile to konieczne, tyle wolności, na ile to możliwe oraz tyle państwa, na ile to konieczne, tyle społeczeństwa, na ile to możliwe".

Czy da się to wszystko odnaleźć w naszych realiach? Czy rządzący stworzą nową Konstytucję - taką, która będzie uwzględniała zasadę "Volenti non fit iniuria"*? Pozostawmy te pytania bez odpowiedzi i miejmy nadzieję na uporządkowanie się wszystkiego, począwszy od pojęć**, kończąc na całkowitej naprawie Państwa Polskiego.


*"Chcącemu nie dzieje się krzywda".
**Na początek samouczek: 



                                                                                                  
                                                                                              
                                                                                                                                                        
                                                                  Magdalena Wandachowicz                                                                      

piątek, 12 maja 2017

NABIJANI W BUTELKĘ PRZEZ WODOLEJCÓW I INNYCH KUGLARZY Z MEDYCYNY "ANALNEJ"



Zdrowie i medycyna
 - czyli dwie sprzeczności; dwie figury retoryczne; paradoks; kolejny dysonans poznawczy (zdrowy od-medycznie, zwłaszcza - od medycyny akademickiej lub tzw. naturalnej - to OKSymoron jak BYK).

Takie hasło przewodnie widnieje na stronie pod nazwą: Natura i Zdrowie KLIK!

A obecnie stosowana jest taka socjotechnika na ten naiwny naród... (Homo patiens i Homo natrural-patiens) - KLIK!

Przestawiając swój organizm na picie wody o wysokim odczynie pH, w początkowej fazie można zauważyć objawy podobne do grypy. Dzieje się tak dlatego, że w procesie jonizacji tworzą się skupiska cząsteczek, które są o połowę mniejsze niż zwykłe cząsteczki. Dzięki temu, taka woda ma większe właściwości nawadniające - łatwiej przepływa przez nasze tkanki, wypłukując tym samym toksyny z organizmu. To właśnie ten efekt detoksykacyjny czasami sprawia, że doskwierają nam bóle głowy oraz biegunka. [ Moje pogrubienia czcionki]

No, jasne, bo organizm człowieka to taka pralka wirnikowa Frania czy SHL-ka (nie obrażając tego, mówiąc całkiem obiektywnie, dobrego reliktu PRL-u); i dzięki wodzie alkalicznej - wszystkie toksyny zostaną odwirowane i wyparują z organizmu...?!
Gdyby tak było, to nic tylko pić wody alkaliczne i grzeszyć z organizmem na potęgę...


Żadna woda, nawet ze złota, nie jest w stanie wypłukać toksyn, a jedynie rozcieńczy płyny ustrojowe, co skutkuje ich mniejszym stężeniem, a to z kolei przyczynia się do mniejszego stężenia krążących w tych płynach toksyn. A zatem woda ma działanie terapeutyczne, działa jak lek, jedynie objawowo, a nie przyczynowo. 

Jeśli nie kierujemy się naturalnym pragnieniem, pijąc normalną wodę, tylko stosujemy się do tych różnych kuglarskich instruktaży dotyczących nawadniania organizmu i do tego wodami jakimiś nad-naturalnymi, i w ilościach nadmiernych dla organizmu, to nie dziwmy się, że nie możemy dojść do zdrowia. Ale pacjentom naturalnym wystarczy, że tylko lepiej się poczują, jak już się odoją tych nad-naturalnych wód, wg wściekle mądrych zaleceń nad-naturalnych terapeutów - wówczas uważają się za wyleczonych.

Jest tak, że jeśli organizm przewodnimy, to on tej wody nie wypompuje (jak z pralki) w postaci niezmienionej, gdyż w połączeniu z odpowiednią temperaturą układu wydalniczego stanowiłaby optymalne środowisko do patologicznej mikroflory (np. pleśni). Organizm, żeby do tego nie dopuścić - musi tę wydalaną wodę odpowiednio zakwasić. Ale z uwagi na to, że w spożywanej wodzie nie ma odpowiedniej ilości elektrolitów, organizm jest zmuszony do pobierania ich z zapasów tkankowych. I tak oto - zamiast wypłukiwać brudy/toksyny - to wypłukujemy niezbędne do utrzymania homeostazy elektrolity (głownie: sód, potas, magnez).


Takie wypłukiwania kończą się przeważnie: arytmią serca, tikami nerwowymi i skurczami (zaburzenia gospodarki wodno-elektrolitowej, głównie niedobór sodu), zespołem przewlekłego zmęczenia, etc. Ale w takich sytuacjach medycyna suplementacyjna zaraz idzie w sukurs. I dalej buduje atrapę zdrowia. Toksyny nadal mają się dobrze w organizmie, a my je maskujemy doraźnie, faszerując się suplami, żeby tylko usunąć nieprzyjemne samopoczucie. Dystrybutorzy supli, jonizatorów, etc. wówczas uspokajają, że to tylko efekt tzw. ozdrowieńczy wynikający z detoksykacji. A to jest oczywista nieprawda, bo to raczej intoksykacja i jej skutki (tzw. niedobory z nadmiaru/balastu).

I tak oto medycyna naturalna hoduje sobie swoich pacjentów naturalnych, a oni śpią spokojnie w błogiej nieświadomości, że skoro samopoczucie się poprawiło, to znaczy, że są wyleczeni.
I znów, gdzie to w naturze jakieś zwierzę pije wodę na siłę wtedy, kiedy nie posiada naturalnego pragnienia...?! A człowiek? I owszem, nie tylko pije, ale i doi hektolitrami, bo tak mówi (łoj!) instruktaż np. prEfesora Tombaka lub innego tzw. naturopaty. I skąd taki człowiek może mieć pragnienie, jak konowalstwo i tnaturoterapeuci straszą chorobami, nakazując unikania soli kuchennej oraz soli zawartej w potrawach...


Natura i Zdrowie?! Ale chyba tylko w tytule, bo w treści tego zdrowia znowuż jak na lekarstwo...
Takie jest rozumowanie tzw. pacjenta. Zafundowanie sobie atrapy zdrowia = zdrowie.A to tylko zamaskowanie faktycznego stanu zdrowia i popadnięcie w kolejne choroby, tym razem z alkalizacji...

Przecież co kilka lat pojawiają się takie cudowne urządzenia i podobnie cudowne suplementy, a zdrowia jak nie było, tak i nie ma -  jest nawet wręcz przeciwnie.
Ładnie bym się urządził, gdybym np. chorował na infekcję układu moczowego, i organizm domagałby się jedzenia zakwaszającego mocz (np. żurawina, mięso, inne), a ja bym na siłę się alkalizował jakimś cudownym płynem pt. Woda z jonizatora i innymi wynalazkami.
To tylko jeden z przykładów - jakich problemów można nabawić się - jeśli bezkrytycznie łyka się takie informacje tzw. medycyny suplementacyjnej czy komplementarnej.


Poniżej dowody na hodowlę pacjentów  z tzw. alkalizacji organizmu i innych obecnych modnych metod:
OBALANIE MITU/STRASZAKA DOTYCZĄCEGO "ZAKWASZANIA" ORGANIZMU - KLIK!
OBALANIE MITU O SZKODLIWOŚCI MIKROFALÓWEK ORAZ KILKA SŁÓW O JERZYM ZIĘBIE - KLIK!


W ostatniej dekadzie XX w. wzrost spożycia wody butelkowanej był spowodowany pogarszającym się stanem środowiska naturalnego. Ale również w tym samym czasie oraz w I dekadzie XXI w. jakość wody kranowej niesamowicie mocno uległa poprawie. Głównie za sprawą bardziej restrykcyjnym wymaganiom niż woda butelkowana, wg narzuconych przez UE wysokich standardów, jakie obowiązują dla jakości wody pitnej. Jest to wg mnie jedyny plus tej lewackiej, durnej organizacji. 

Pozostało jednak pewne uprzedzenie do spożywania wody z kranu, gdyż rzekomo ma ta woda zawierać bakterie chorobotwórcze i inne zanieczyszczenia toksyczne dla zdrowia. 
De facto, jak wspomniałem wyżej, woda kranowa ciągnięta dla konsumentów za pomocą wodociągów jest bardzo zdatna do spożycia i nie posiada w sobie bakterii chorobotwórczych oraz innych zanieczyszczeń, jak to było kiedyś. 
Po drugie, z badań wynika, iż woda kranowa zawiera o wiele więcej pierwiastków korzystnych dla zdrowia niż woda butelkowana. 
Ponadto wody butelkowane w ok. 50% to wody źródlane, które nie różnią się od wód kranowych. Firmy produkujące wody butelkowane oraz urządzenia filtrujące i jonizujące wodę, napędzają spirale strachu wśród konsumentów, tworząc mity o szkodliwości wody kranowej, przez co nakręcają sobie koniunkturę biznesową. 

Przedstawiciele tych firm twierdzą, że (np. woda z kranu jest zdatna do picia dopiero, jak się ją przefiltruje, gdyż zawiera: szkodliwy chlor i jego związki oraz inne substancje toksyczne, które są często przyczyną raka. Są to przedstawiciele firm handlujących filtrami o odwróconej osmozie, a jako straszaka używają przedstawienia w stylu iście iluzjonistycznym, tj. wykorzystując zjawisko normalnej elektrolizy wody, pokazują, jak rzekomo zanieczyszczona jest woda z kranu: - Uwaga oszustwo, czyli "Rewelacyjne filtry" - KLIK!) 
W ten sposób manipulując klientem - namawiają do kupna filtrów bardzo drogich (np. za około 5000 zł). 

Zamiast straszyć ludzi fałszywą wiedzą, że woda z kranu jest niezdrowa, to przedsiębiorstwa wodociągowe powinny informować ludzi o faktach, z których jasno wynika, że woda kranowa jest najczęściej i najdokładniej badana jako produkt spożywczy w rozwiniętych krajach UE. Już nawet najmniejsze przekroczenie rygorystycznych norm jest przekazywane do wiadomości społeczeństwa zamieszkującego w obrębie działania danego wodociągu, aby ci ewentualnie mogli się zaopatrzyć doraźnie (chwilowo) w wodą butelkowaną, aż do czasu usunięcia tego stanu ewentualnej niezdatności w pewnym stopniu wody do spożycia.

Również jako straszaka dystrybutorzy tych firm używają zafałszowanej informacji jakoby woda kranowa była szkodliwa dla zdrowia z uwagi na zawartość leków. Oczywiście naukowcy badający to zjawisko na sprzęcie najwyższej jakości, jednoznacznie twierdzą, że faktycznie, w wodzie mogą znajdować się śladowe ilości leków, ale substancje te nie wpływają na funkcjonowanie organizmu w żaden sposób, nawet gdyby wypić hektolitry tej wody.

Odnośnie szkodliwości chloru w wodzie kranowej. Mit kolejny! I znów - śladowe ilości powstałego w wodzie chloroformu - nie mają istotnego wpływu na funkcje fizjologiczne organizmu. 
Ponadto chloroform zawarty w wodzie w pojemniku nieprzykrytym dosyć szybko się ulatnia. To tak gwoli doinformowania - gdyby jakiemuś hipochondrykowi przeszkadzały te minimalne ilości tego związku chloru. Wiadomo, że chlorowanie wody jest potrzebne do niszczenia patogenów. 

Woda przefiltrowana ma rację bytu, kiedy jest bardzo twarda (zawiera dużo minerałów) i opóźnia powstawanie kamienia kotłowego (np. w czajniku). Do tego wystarczy zwykły filtr węglowy typu Brita za około 20 zł. Ale na pozbycie się kamienia można użyć np. octu jabłkowego lub octu ze sklepu, lub kwasku cytrynowego i odstawienie czajnika na kilka godzin z nalaną wodą z odpowiednią ilością octu lub zagotowanie wody z kwaskiem cytrynowym. 

Poważnym błędem zdrowotnym jest picie w dużych ilościach i przewlekle wody martwej (destylowanej) lub fałszywej (najpierw destylowanej, a potem zjonizowanej czy nad-zjonizowanej, czyli w ilościach zjonizowania ponad-naturalnych) - po zastosowaniu filtra z odwróconą osmozą oraz jonizatora. Dochodzi do wysycenia minerałów z organizmu, po uprzedniej zmianie w składzie płynu międzykomórkowego - co skutkuje poważnymi schorzeniami wynikającymi z niedoboru substancji mineralnych. I uwaga! Jeśli się nieprawidłowo użytkuje taki filtr, to woda taka może być mocno oczyszczona, ale pozornie, a w konsekwencji jest bardzo zanieczyszczona patogenami. Czyli wniosek znów prosty - jest bardziej szkodliwa dla zdrowia niż kranówka

I powtórzę się. Woda kranowa jest twarda, bo dość wysoko zmineralizowana, jest zdrowa, czyli prawie taka jak dla wód butelkowych średnio-zmineralizowanych. Ponadto woda butelkowana może być źródłem częściowo niebezpiecznej dla zdrowia radioaktywności. 

Woda z plastikowych butelek, z uwagi na brak płukania poprodukcyjnego tych butelek, które trafiają bezpośrednio na rozlewnię - zawiera toksyczny bisfenol i inne popłuczyny plastikowe. 
Wody butelkowane (prócz tych gazowanych naturalnym CO2) muszą mieć dodatek jakiegoś konserwantu. Tak więc u chorych, których trapią dolegliwości ze strony układu pokarmowego - niekoniecznie wpłyną korzystnie na ich stan zdrowia.

Odnośnie manipulowania pacjentami przez kuglarzy z tzw. medycyny naturalnej.
A propos korzystania z mocy wodnej, to niektórzy zwolennicy medycyny natus*alnej (żeby nie używać tego słowa nieparlamentarnego, to powiem eufemistycznie: medycyny analnej) masochistycznie osiągali doznania erotyczne poprzez poddawanie się zabiegom hydrokolonoterapii (to taka turbo-max-lewatywa), czyli picie odbytnicą. 
Czego to medycyna naturalna nie wymyśli, żeby zadowolić wielotorowo swojego Natural patiens... (Czy teraz wiadomo już skąd nazwa medycyna analna?).
W naturze nie widziałem takiego zwierzęcia, które by jedno drugiemu wpompowywało wodę w odbyt w jakimś ściśle uzasadnionym żywotnym celu. Podobno, jedynie czaple wpsikują sobie wodę do (lub w okolicę) odbytu, ale to chyba jakiś rytuał gry wstępnej do kopulacji (samiec i samica). Chyba że pies, może być ogrodnika, który przypadkiem usiądzie na szlaufie ogrodowym, ale to tylko przypadkiem...




                   Skoro jest lewatywa, to czy jest prawatywa...?


                                                                                                      Zibi