Na paczce papierosów widnieje zazwyczaj tego rodzaju (lub podobne) ostrzeżenie: "Palenie tytoniu jest przyczyną wielu groźnych chorób, w tym raka". Ja bym dopisał: "Ale niekoniecznie; czasami - tak, a czasami - wręcz przeciwnie".
Niektórzy chorzy po nagłym rzuceniu palenia zaczynają jeszcze bardziej chorować. A jeśli są tzw. pacjentami medycyny, przyspieszają sobie dzięki różnym terapiom w tzw. procesie medykalizacji zapadalność na: otyłość, choroby serca, choroby wątroby, stawów, cukrzycę, nowotwory, etc.
Mój ojciec - jako przykład odstawienia palenia - zmarł na raka płuc - po około 8. latach - od chwili nagłego rzucenia palenia. Moja wiedza o zdrowiu w owym czasie była jeszcze w lesie, i ratunku dla niego upatrywałem w terapiach medycznych. I w zasadzie, gdyby nie ruszali guza, a następnie nie karmili ojca aspiryną (jak oni to określają: na rozrzedzenie krwi, jako antyzawałową), to ojciec nie zmarłby nagle. Zgon ojca nastąpił na skutek udławienia się krwotokiem wywołanym działaniem aspiryny. A tyle razy zaznaczałem doktórce, że od tych leków może dojść do krwotoku...
Paradoksalnie: ojciec nie umarł na chorobę nowotworową, lecz przez nieprawidłowe działania prewencyjne lekarzy, rzekomo zapobiegające zawałowi serca. Po jego śmierci, pani lekarz chorób wewnętrznych, na oddziale dla przewlekle chorych, jako prowadząca ojca, pocieszyła mnie, mówiąc, że dobrze, że nastąpiła taka lekka śmierć, bo w razie postępu choroby mógłby, umrzeć w męczarniach, i zejście byłoby poprzez dramatyczne (spektakularne) uduszenie. Z perspektywy czasu mogę przypuszczać, że lekarka wkalkulowała właśnie taką śmierć dla ojca, jako korzystną dla wszystkich, bez fundowania ojcu i innym dodatkowej gehenny...
I jak tego nie nazwać (tych działań medycznych) - jeśli nie jatrogenią - a następnie kontrolowaną eutanazją - w procesie tzw. medykalizacji? Obecnie wiedziałbym: jak ojciec ma stopniowo rzucać palenie; jak ma się odżywiać; jak ma pozbyć się raka lub, jeśli byłoby na to zbyt późno, jak z nim spokojnie żyć dalej...
Istnieją też jednak przykłady, gdzie palenie tytoniu może chronić przed ww. chorobami (np. rakiem jelita grubego) oraz mieć korzystny wpływ na wiele innych aspektów życia palącego. Dla przykładu: u palących schizofreników doraźnie poprawia się ich kondycja psychiczna i, prawie w ogóle, nie umierają na raka płuc albo na raka jelita grubego. Ale z kolei nikt im nie zagwarantuje, że porażając układ parasympatyczny, przy wypaleniu ponad 40 papierosów na dzień, nie umrą np. na raka trzustki lub inną chorobę... Jedyną chyba 'korzyścią' dla nich jest to, że taka ilość wypalanych fajek pozwala zmniejszyć ilość zażywanych neuroleptyków.
W zależności od dawki, nikotyna pobudza lub poraża układ sympatyczny (czytaj: współczulny). Przy wypalaniu 15. papierosów dziennie, nikotyna pobudza układ sympatyczny, co np. powoduje zmniejszenie apetytu i preferencje produktów spożywczych roślinnych lub innych mniej kalorycznych w kierunku diet pastwiskowych (wg dr. Kwaśniewskiego) oraz przyspiesza postęp chorób (np. Buergera, Bechterewa, Raynauda, SM, gościec przewlekły, nadczynność tarczycy, etc). 40 papierosów na dobę - powoduje porażenie układu sympatycznego, a tym samym daje przewagę układowi parasympatycznemu, co dalej skutkuje preferencją produktów korytkowych (słodko i tłusto). W tej dawce papierosy szkodzą we wszystkich chorobach korytkowych, głównie w miażdżycy. Przewaga tego układu powoduje zwiększenie przetwarzania glukozy w tzw. szlaku pentozowym. Dalej może to poskutkować również chorobami z hiperinsulinemii, czyli np. cukrzycą. U dorosłych palaczy można zaobserwować zmniejszoną zapadalność na wrzodziejące jelito, na raka jelita grubego; kiedyś notowano nawet mniejsze uczestnictwo w wypadkach drogowych...
Ale nie chodzi mi o jakieś doraźne w terapii wątpliwe korzyści z palenia fajek, ale o pełną i rzetelną informację w przedmiotowym temacie. Napis na opakowaniu papierosów zawierający ostrzeżenie, że palenie tytoniu jest przyczyną wielu groźnych chorób, jest co najmniej nieprecyzyjny lub zafałszowany. Gdyby widniała tam rzetelna i dobrze sprecyzowana informacja, wówczas dawałaby ona ludziom możliwość odpowiedniego wyboru! I to nie tak, żeby dawać mafii farmaceutyczno-medycznej argument, że to oni są panami życia i śmierci, zaś ludzi postraszyć hasełkiem-starszakiem o niezwykle mONdrej i naŁukowej treści, jakoby to od nich zależało dalsze zdrowie i życie palacza, skoro nie reagował na ich sygnały ostrzegawcze. Ludzie winni sami dochodzić przyczyn/przyczyny chorób, jeśli lekarze *specjaliści mają to w głębokiej pogardzie - niektórzy wręcz celowo i z rozmysłem kamuflują całą tę nagą prawdę o przyczynach rzeczy istotnych i najistotniejszych dla człowieka.
Mądry człowiek powinien wiedzieć, że zdrowie jest jego najcenniejszą wartością, i powinien uczyć się, jak sam może leczyć swoje choroby (~ Hipokrates)
Byłoby to bowiem zasadą ospałego rozumu, wszystkie przyczyny, których przedmiotowa realność, przynajmniej co do możliwości, można poznać tylko przez coraz dalsze doświadczenie, tak sobie po prostu pomijać, by odpocząć w gołej idei, bardzo dla rozumu dogodnej (~ E. Kant)
Parafrazując słowa filozofa Pitigrilli: Specjalistami nazywają się lekarze, którzy swoje nieuctwo ograniczają do ciasnej dziedziny wiedzy...Skoro wiemy, że np. palenie tytoniu, prądy selektywne (wg dr. Kwaśniewskiego), leki homeopatyczne - mają wpływ na preferencje dietetyczne (czytaj: na model odżywiania, bo dieta odnosi się li tylko do żywienia w chorobie, zaś w zdrowiu - jest zdrowe odżywianie), to mają też wpływ na szybkość naszego metabolizmu (manipulacja podukładami: współczulnym i przywspółczulnym - w autonomicznym układzie wegetatywnym). A zatem, jeśli znamy mechanizm działania nikotyny, który ma wpływ na preferencje żywieniowe, a dalej na typ przemiany materii i jego pośredni wpływ na zachorowalność, to możemy odwrócić ten proces. Wówczas stosując odpowiednią dietę pod objawy chorobowe i ograniczając palenie fajek lub je odstawiając (ale pod warunkiem - krótkiego stażu palenia), prowadząc odpowiednią detoksykację, a po pewnym czasie, organizm nas wynagrodzi unormowaną przemianą materii, odpowiednim dożywieniem mózgu (bez koniecznych prób kompensacji używkami i łakociami), zniknięciem przymus nałogowego czy patologicznego palenia.
Jeśli będziemy leczyć się tylko w ten sposób, że zastosujemy działania objawowe: psychoterapeutyczne i farmakologiczne - ale bez działań kompleksowych - w korelacji z dążeniem do usuwania przyczyny bezpośredniej, czyli bez odpowiedniego procesu detoksykacyjnego i regeneracyjnego - to tylko zaleczymy problem. I tak to właśnie robi medycyna. Całe sztaby ludzi, tzw. specjalistów (czytaj: specjalistów od chorób), wciąż tylko leczą (uszczuplają pojemność portfela: klik! ). Z czego by żyły te tabuny specjalistów od chorób (funkcjonariusze przemysłu chorobowego i ich poplecznicy np. z przemysłu spożywczego, przetwórczego, innych), gdyby większość była specjalistami od własnego zdrowia?
W tym miejscu przypomina mi się skecz S. Tyma i Z. Merle, w którym Tym (jako lekarz) odradza Merle (jako pacjentce) korzystanie z używek, ale natychmiast po słowach krytyki korzystania z tych używek, częstuję ją w gabinecie fajkami, a oprócz tego, że zaczynają palić, otwierają również butelkę alkoholu, na koniec przechodząc na per Ty poprzez wypicie brudzia. A jak zaczęło się całowanie, to u doktora pojawił się apetyt na seks - zaproponował więc pacjentce udanie się w ustronne miejsce, żeby nie robić tego na oczach publiki. Nie muszę przypominać, że lekarze są hipokrytami i największymi ignorantami wiedzy o zdrowiu, a zatem nie szanują ani własnego zdrowia, ani - tym bardziej - cudzego. Ponadto - zgodnie z mottem Paracelsusa - dawka używki stanowi o jej toksyczności lub nawet prozdrowotności... Tak! Prozdrowotności!
Nie popieram palenia tytoniu w sposób patologiczny, ale i nie popieram nagłego odstawienia nałogu tytoniowego. Lekarze zaś, jeśli chcą doradzać takiemu pacjentowi w kwestii palenia/niepalenia, powinni wiedzieć, że czasami takie rzucenie palenia, może bardziej zaszkodzić pacjentowi, niż kontynuacja palenia (jak wyżej).
Mechanizm uzależnienia jest zawsze taki sam – systematyczna podaż używki wpływa na systematyczną produkcję jej antidotum, które bez owej używki staje się toksyczne. Z tego powodu palacze po kilkudziesięciu latach palenia papierosów zaczynają chorować, gdy nagle przestają dostarczać organizmowi nikotyny – zatruwa ich jej antidotum. (~ Józef Słonecki)Innymi słowy - neutralizowanie egzotoksyn (np. z dymu papierosowego) poprzez antytoksyny, czyli antidotum organizmu w zespołach odstawiennych - może spowodować, iż owa antytoksyna może stać się większą, groźniejszą dla zdrowia hipertoksyną, niż dostarczane w sposób stały pewne ilości egzotoksyn, z którymi organizm doskonale sobie radzi, neutralizując je.
Na koniec wiadomość optymistyczna dla palaczy tzw. towarzyskich ('niepatologicznych'):
Jeśli w procesie detoksykacyjnym i regeneracyjnym doprowadzimy do homeostazy komórkowej, czyli będziemy "czyści wewnętrznie", tj. jeśli czynnik intoksykacyjny będzie mniejszy lub równy czynnikowi detoksykacyjnemu i regeneracyjnemu, to możemy palić tytoń w sposób rozsądny, i dożyć co najmniej setki lub więcej... Pamiętamy o dozowaniu substancji leczniczych/toksycznych, ale pod warunkiem uzyskania ww. równowagi (homeostazy) komórkowej. Wówczas - i twierdzenie starego zbereźnika śp. Freuda: - korzystanie z tego, co nam przynosi przyjemność... jest zdrowe - jest w pełni uzasadnione!
Ps. W dniu 04.09.2021 o godzinie 18:00 dokonałem aktualizacji tekstu.
Nadmieniam, że po zgłębieniu wiedzy usystematyzowanej wg GNM, palenie tytoniu nie ma związku z bezpośrednią przyczyną powstania raka, jaką jest KONFLIKT BIOLOGICZNY! Rak nie powstaje z toksemii!
Pisząc ten artykuł ponad 6 lat temu, już wtedy intuicyjnie wyczuwałem, że nie do końca tak jest z tym rakiem płuc, jak nas kugluje medycyna i jej poplecznicy...
Nie dokonuję poprawek merytorycznych w starym tekście pisanym w dnu 27.05.2015, żeby mieć rzetelny obraz - jak ewoluowała moja wiedza...
Czy palenie powoduje raka?
(...) Pytanie retoryczne, jaki wpływ na nasze zdrowie ma palenie papierosów. Nie pytam w kontekście czy ma w ogóle, bo wiadomo że tak. Są tam specyficzne trucizny, które w jakimś stopniu wpływają na samopoczucie, osłabienie, długość życia pewnie też.
Ale wiadomo jaka jest reakcja ludzi na pytanie, czy palenie szkodzi zdrowiu. Od razu wszyscy kojarzą to z rakiem, przecież powoduje to nowotwór, a jest on jednym z najbardziej śmiertelnych zabójców. Dlaczego jest to w ten sposób postrzegane czy odbierane przez społeczeństwo? Mamy zakorzenione to w głowie od dziesięcioleci, palacze naprawdę umierają, więc nikt tego nie weryfikuje. A jak to zrobić? Bardzo łatwo – na przykład za pomocą germańskiej, która w naukowy sposób wyjaśnia wszystkie „choroby” , więc ten przypadek również.
Palenie papierosów nie powoduje raka płuc. Jest to dawno udowodnione przez medycynę germańską – dlaczego? gdyż mechanika guza, nie ma nic wspólnego z paleniem papierosów. W ogóle to pewnie temat na konkretny wpis: w jaki sposób guz może zabić człowieka? Zastanawiał się ktoś, a może ktoś wie w jaki sposób np. guz prostaty wielkości pestki od wiśni, albo jajnika jeszcze mniejszy, może trzustki, albo wątroby zabija? Płynie kraulem z krwioobiegiem do serca i tam zębami gryzie ściany komór?. Albo to terrorysta z ładunkiem wybuchowym, gdzie dokonuje samo destrukcji włącznie z nami. Czujecie blusa, że coś tu nie halo? Tylko nikt tego nie analizuje, bo po co – palisz to umrzesz na raka.
Nowotwór płuc- by to brzmiało groźnie, byśmy się bali i żyli w strachu, jest najprostszą zmianą gruczołową tkanki płucnej. Wykształciła się ona z najstarszego listka zarodkowego – endodermy, która steruje podstawowymi procesami nie zbędnymi do przeżycia, oddychaniem, przemianą materii, wydalaniem, rozmnażaniem. Gdy doświadczymy konflikt, który odnosi się do prawdziwej potrzeby koniecznej do przeżycia, wówczas powstaje fizjologiczna, naturalna zmiana powodująca namnażanie komórek, w omawianym przypadku w płucach. Celem tej zmiany jest biologiczne rozwiązanie konfliktu, konfliktu strachu o życie. W fazie aktywnej następuje przyrost komórek po to, abyśmy mogli złapać kęs powietrza, byśmy mogli go więcej przyswoić. (...)
(...)Po rozwiązaniu konfliktu, jeżeli poziom strachu opadnie, następuje rozkład guza przy pomocy grzybów i mykobakterii, np. prądków gruźlicy, które pomagają pozbyć się procesów regeneracji organizmu. Wtedy odczuwamy objawy, takie jak osłabienie, gorączka, kaszel z krwią, a zamykają nas w szpitalu gruźliczym. A to tylko powrót organizmu do normalności, wcześniej- był problem emocjonalny – więc
- nastąpił przyrost komórek,
- rozwiązaliśmy konflikt – następuje regeneracja i powrót do normalności.
Jak ktoś nie zna mechanizmów, to ten strach go zabije, gdyż notoryczny konflikt powoduje ciągły przyrost komórek, regeneracja potem jest ciężka, a dochodzą jeszcze inne konflikty, które się kumulują.
Bardzo często mówi się, że jak ktoś ma jakiegoś guza, to potem dostaje przerzutów tu i tam i często w szpitalu pojawia się zapalenie płuc – dlaczego? właśnie dlatego, że jak kogoś wystraszą jakąś diagnozą, to nieszczęśnik ze strachu przed śmiercią, przed tym co będzie z rodziną, kredytami, dostaje kolejnych przerzutów tożsamych z zabarwieniem emocjonalnym konfliktu. To znaczy że dany typ konfliktu tylko i wyłącznie dotyka pewnych narządów, sterowanych poprzez odpowiadającą mu centralę w mózgu.
Odwracając to sformułowanie, wiemy że zmiana w danej części mózgu X, powie nam:
- jaki konflikt przeżyliśmy
- jaki narząd został zmianą dotknięty
- czy zmiana powoduje przyrost czy zanik tkanki
- w jakim stadium zmian się znajdujesz. Wystarczy do tego jedno zdjęcie TK
Więc palenie zanieczyszcza płuca i nie jest specjalnie potrzebne do życia, ale nie powoduje rozwoju guza czy komórek. Symptomy postępujących zmian w płucach, są następstwem przebytych konfliktów biologicznych. (...)
Oraz: Palenie papierosów w ujęciu 5 Praw Natury
:)
OdpowiedzUsuń