Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

piątek, 12 maja 2017

NABIJANI W BUTELKĘ PRZEZ WODOLEJCÓW I INNYCH KUGLARZY Z MEDYCYNY "ANALNEJ"



Zdrowie i medycyna
 - czyli dwie sprzeczności; dwie figury retoryczne; paradoks; kolejny dysonans poznawczy (zdrowy od-medycznie, zwłaszcza - od medycyny akademickiej lub tzw. naturalnej - to OKSymoron jak BYK).

Takie hasło przewodnie widnieje na stronie pod nazwą: Natura i Zdrowie KLIK!

A obecnie stosowana jest taka socjotechnika na ten naiwny naród... (Homo patiens i Homo natrural-patiens) - KLIK!

Przestawiając swój organizm na picie wody o wysokim odczynie pH, w początkowej fazie można zauważyć objawy podobne do grypy. Dzieje się tak dlatego, że w procesie jonizacji tworzą się skupiska cząsteczek, które są o połowę mniejsze niż zwykłe cząsteczki. Dzięki temu, taka woda ma większe właściwości nawadniające - łatwiej przepływa przez nasze tkanki, wypłukując tym samym toksyny z organizmu. To właśnie ten efekt detoksykacyjny czasami sprawia, że doskwierają nam bóle głowy oraz biegunka. [ Moje pogrubienia czcionki]

No, jasne, bo organizm człowieka to taka pralka wirnikowa Frania czy SHL-ka (nie obrażając tego, mówiąc całkiem obiektywnie, dobrego reliktu PRL-u); i dzięki wodzie alkalicznej - wszystkie toksyny zostaną odwirowane i wyparują z organizmu...?!
Gdyby tak było, to nic tylko pić wody alkaliczne i grzeszyć z organizmem na potęgę...


Żadna woda, nawet ze złota, nie jest w stanie wypłukać toksyn, a jedynie rozcieńczy płyny ustrojowe, co skutkuje ich mniejszym stężeniem, a to z kolei przyczynia się do mniejszego stężenia krążących w tych płynach toksyn. A zatem woda ma działanie terapeutyczne, działa jak lek, jedynie objawowo, a nie przyczynowo. 

Jeśli nie kierujemy się naturalnym pragnieniem, pijąc normalną wodę, tylko stosujemy się do tych różnych kuglarskich instruktaży dotyczących nawadniania organizmu i do tego wodami jakimiś nad-naturalnymi, i w ilościach nadmiernych dla organizmu, to nie dziwmy się, że nie możemy dojść do zdrowia. Ale pacjentom naturalnym wystarczy, że tylko lepiej się poczują, jak już się odoją tych nad-naturalnych wód, wg wściekle mądrych zaleceń nad-naturalnych terapeutów - wówczas uważają się za wyleczonych.

Jest tak, że jeśli organizm przewodnimy, to on tej wody nie wypompuje (jak z pralki) w postaci niezmienionej, gdyż w połączeniu z odpowiednią temperaturą układu wydalniczego stanowiłaby optymalne środowisko do patologicznej mikroflory (np. pleśni). Organizm, żeby do tego nie dopuścić - musi tę wydalaną wodę odpowiednio zakwasić. Ale z uwagi na to, że w spożywanej wodzie nie ma odpowiedniej ilości elektrolitów, organizm jest zmuszony do pobierania ich z zapasów tkankowych. I tak oto - zamiast wypłukiwać brudy/toksyny - to wypłukujemy niezbędne do utrzymania homeostazy elektrolity (głownie: sód, potas, magnez).


Takie wypłukiwania kończą się przeważnie: arytmią serca, tikami nerwowymi i skurczami (zaburzenia gospodarki wodno-elektrolitowej, głównie niedobór sodu), zespołem przewlekłego zmęczenia, etc. Ale w takich sytuacjach medycyna suplementacyjna zaraz idzie w sukurs. I dalej buduje atrapę zdrowia. Toksyny nadal mają się dobrze w organizmie, a my je maskujemy doraźnie, faszerując się suplami, żeby tylko usunąć nieprzyjemne samopoczucie. Dystrybutorzy supli, jonizatorów, etc. wówczas uspokajają, że to tylko efekt tzw. ozdrowieńczy wynikający z detoksykacji. A to jest oczywista nieprawda, bo to raczej intoksykacja i jej skutki (tzw. niedobory z nadmiaru/balastu).

I tak oto medycyna naturalna hoduje sobie swoich pacjentów naturalnych, a oni śpią spokojnie w błogiej nieświadomości, że skoro samopoczucie się poprawiło, to znaczy, że są wyleczeni.
I znów, gdzie to w naturze jakieś zwierzę pije wodę na siłę wtedy, kiedy nie posiada naturalnego pragnienia...?! A człowiek? I owszem, nie tylko pije, ale i doi hektolitrami, bo tak mówi (łoj!) instruktaż np. prEfesora Tombaka lub innego tzw. naturopaty. I skąd taki człowiek może mieć pragnienie, jak konowalstwo i tnaturoterapeuci straszą chorobami, nakazując unikania soli kuchennej oraz soli zawartej w potrawach...


Natura i Zdrowie?! Ale chyba tylko w tytule, bo w treści tego zdrowia znowuż jak na lekarstwo...
Takie jest rozumowanie tzw. pacjenta. Zafundowanie sobie atrapy zdrowia = zdrowie.A to tylko zamaskowanie faktycznego stanu zdrowia i popadnięcie w kolejne choroby, tym razem z alkalizacji...

Przecież co kilka lat pojawiają się takie cudowne urządzenia i podobnie cudowne suplementy, a zdrowia jak nie było, tak i nie ma -  jest nawet wręcz przeciwnie.
Ładnie bym się urządził, gdybym np. chorował na infekcję układu moczowego, i organizm domagałby się jedzenia zakwaszającego mocz (np. żurawina, mięso, inne), a ja bym na siłę się alkalizował jakimś cudownym płynem pt. Woda z jonizatora i innymi wynalazkami.
To tylko jeden z przykładów - jakich problemów można nabawić się - jeśli bezkrytycznie łyka się takie informacje tzw. medycyny suplementacyjnej czy komplementarnej.


Poniżej dowody na hodowlę pacjentów  z tzw. alkalizacji organizmu i innych obecnych modnych metod:
OBALANIE MITU/STRASZAKA DOTYCZĄCEGO "ZAKWASZANIA" ORGANIZMU - KLIK!
OBALANIE MITU O SZKODLIWOŚCI MIKROFALÓWEK ORAZ KILKA SŁÓW O JERZYM ZIĘBIE - KLIK!


W ostatniej dekadzie XX w. wzrost spożycia wody butelkowanej był spowodowany pogarszającym się stanem środowiska naturalnego. Ale również w tym samym czasie oraz w I dekadzie XXI w. jakość wody kranowej niesamowicie mocno uległa poprawie. Głównie za sprawą bardziej restrykcyjnym wymaganiom niż woda butelkowana, wg narzuconych przez UE wysokich standardów, jakie obowiązują dla jakości wody pitnej. Jest to wg mnie jedyny plus tej lewackiej, durnej organizacji. 

Pozostało jednak pewne uprzedzenie do spożywania wody z kranu, gdyż rzekomo ma ta woda zawierać bakterie chorobotwórcze i inne zanieczyszczenia toksyczne dla zdrowia. 
De facto, jak wspomniałem wyżej, woda kranowa ciągnięta dla konsumentów za pomocą wodociągów jest bardzo zdatna do spożycia i nie posiada w sobie bakterii chorobotwórczych oraz innych zanieczyszczeń, jak to było kiedyś. 
Po drugie, z badań wynika, iż woda kranowa zawiera o wiele więcej pierwiastków korzystnych dla zdrowia niż woda butelkowana. 
Ponadto wody butelkowane w ok. 50% to wody źródlane, które nie różnią się od wód kranowych. Firmy produkujące wody butelkowane oraz urządzenia filtrujące i jonizujące wodę, napędzają spirale strachu wśród konsumentów, tworząc mity o szkodliwości wody kranowej, przez co nakręcają sobie koniunkturę biznesową. 

Przedstawiciele tych firm twierdzą, że (np. woda z kranu jest zdatna do picia dopiero, jak się ją przefiltruje, gdyż zawiera: szkodliwy chlor i jego związki oraz inne substancje toksyczne, które są często przyczyną raka. Są to przedstawiciele firm handlujących filtrami o odwróconej osmozie, a jako straszaka używają przedstawienia w stylu iście iluzjonistycznym, tj. wykorzystując zjawisko normalnej elektrolizy wody, pokazują, jak rzekomo zanieczyszczona jest woda z kranu: - Uwaga oszustwo, czyli "Rewelacyjne filtry" - KLIK!) 
W ten sposób manipulując klientem - namawiają do kupna filtrów bardzo drogich (np. za około 5000 zł). 

Zamiast straszyć ludzi fałszywą wiedzą, że woda z kranu jest niezdrowa, to przedsiębiorstwa wodociągowe powinny informować ludzi o faktach, z których jasno wynika, że woda kranowa jest najczęściej i najdokładniej badana jako produkt spożywczy w rozwiniętych krajach UE. Już nawet najmniejsze przekroczenie rygorystycznych norm jest przekazywane do wiadomości społeczeństwa zamieszkującego w obrębie działania danego wodociągu, aby ci ewentualnie mogli się zaopatrzyć doraźnie (chwilowo) w wodą butelkowaną, aż do czasu usunięcia tego stanu ewentualnej niezdatności w pewnym stopniu wody do spożycia.

Również jako straszaka dystrybutorzy tych firm używają zafałszowanej informacji jakoby woda kranowa była szkodliwa dla zdrowia z uwagi na zawartość leków. Oczywiście naukowcy badający to zjawisko na sprzęcie najwyższej jakości, jednoznacznie twierdzą, że faktycznie, w wodzie mogą znajdować się śladowe ilości leków, ale substancje te nie wpływają na funkcjonowanie organizmu w żaden sposób, nawet gdyby wypić hektolitry tej wody.

Odnośnie szkodliwości chloru w wodzie kranowej. Mit kolejny! I znów - śladowe ilości powstałego w wodzie chloroformu - nie mają istotnego wpływu na funkcje fizjologiczne organizmu. 
Ponadto chloroform zawarty w wodzie w pojemniku nieprzykrytym dosyć szybko się ulatnia. To tak gwoli doinformowania - gdyby jakiemuś hipochondrykowi przeszkadzały te minimalne ilości tego związku chloru. Wiadomo, że chlorowanie wody jest potrzebne do niszczenia patogenów. 

Woda przefiltrowana ma rację bytu, kiedy jest bardzo twarda (zawiera dużo minerałów) i opóźnia powstawanie kamienia kotłowego (np. w czajniku). Do tego wystarczy zwykły filtr węglowy typu Brita za około 20 zł. Ale na pozbycie się kamienia można użyć np. octu jabłkowego lub octu ze sklepu, lub kwasku cytrynowego i odstawienie czajnika na kilka godzin z nalaną wodą z odpowiednią ilością octu lub zagotowanie wody z kwaskiem cytrynowym. 

Poważnym błędem zdrowotnym jest picie w dużych ilościach i przewlekle wody martwej (destylowanej) lub fałszywej (najpierw destylowanej, a potem zjonizowanej czy nad-zjonizowanej, czyli w ilościach zjonizowania ponad-naturalnych) - po zastosowaniu filtra z odwróconą osmozą oraz jonizatora. Dochodzi do wysycenia minerałów z organizmu, po uprzedniej zmianie w składzie płynu międzykomórkowego - co skutkuje poważnymi schorzeniami wynikającymi z niedoboru substancji mineralnych. I uwaga! Jeśli się nieprawidłowo użytkuje taki filtr, to woda taka może być mocno oczyszczona, ale pozornie, a w konsekwencji jest bardzo zanieczyszczona patogenami. Czyli wniosek znów prosty - jest bardziej szkodliwa dla zdrowia niż kranówka

I powtórzę się. Woda kranowa jest twarda, bo dość wysoko zmineralizowana, jest zdrowa, czyli prawie taka jak dla wód butelkowych średnio-zmineralizowanych. Ponadto woda butelkowana może być źródłem częściowo niebezpiecznej dla zdrowia radioaktywności. 

Woda z plastikowych butelek, z uwagi na brak płukania poprodukcyjnego tych butelek, które trafiają bezpośrednio na rozlewnię - zawiera toksyczny bisfenol i inne popłuczyny plastikowe. 
Wody butelkowane (prócz tych gazowanych naturalnym CO2) muszą mieć dodatek jakiegoś konserwantu. Tak więc u chorych, których trapią dolegliwości ze strony układu pokarmowego - niekoniecznie wpłyną korzystnie na ich stan zdrowia.

Odnośnie manipulowania pacjentami przez kuglarzy z tzw. medycyny naturalnej.
A propos korzystania z mocy wodnej, to niektórzy zwolennicy medycyny natus*alnej (żeby nie używać tego słowa nieparlamentarnego, to powiem eufemistycznie: medycyny analnej) masochistycznie osiągali doznania erotyczne poprzez poddawanie się zabiegom hydrokolonoterapii (to taka turbo-max-lewatywa), czyli picie odbytnicą. 
Czego to medycyna naturalna nie wymyśli, żeby zadowolić wielotorowo swojego Natural patiens... (Czy teraz wiadomo już skąd nazwa medycyna analna?).
W naturze nie widziałem takiego zwierzęcia, które by jedno drugiemu wpompowywało wodę w odbyt w jakimś ściśle uzasadnionym żywotnym celu. Podobno, jedynie czaple wpsikują sobie wodę do (lub w okolicę) odbytu, ale to chyba jakiś rytuał gry wstępnej do kopulacji (samiec i samica). Chyba że pies, może być ogrodnika, który przypadkiem usiądzie na szlaufie ogrodowym, ale to tylko przypadkiem...




                   Skoro jest lewatywa, to czy jest prawatywa...?


                                                                                                      Zibi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz