Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

poniedziałek, 7 stycznia 2019

PIŁKARZ - JAKO JEDNA Z OFIAR PRZEMYSŁU MEDYCYNY SPORTOWEJ I JEJ OKOŁO-SPORTOWYCH POPLECZNIKÓW




Pamiętamy kontuzje piłkarzy kadry narodowej Polski: kontuzję ręki u Pawła Wszołka i kontuzję barku u Kamila Glika. O ile ten pierwszy swoją nieobecnością nie spowodował osłabienia drużyny w ME, to w przypadku tego drugiego - wielka przegrana drużyny na MŚ była właśnie spowodowana jego - brakiem występów w kluczowych meczach, a właściwie w meczu inauguracyjnym. Nie na próżno się mówi, że Kamil Glik jest ostoją defensywy polskiej kadry i jednym z liderów całej drużyny, mentalnym dobrodziejem dla całego kolektywu i mentorem dla młodych piłkarzy. Pewnie wykluczenie w tym samym czasie z kadry Roberta Lewandowskiego nie miałoby tak wielkiego wpływu na mentalną katastrofę całej jedenastki, jak po utracie Kamila Glika. Kadra wówczas funkcjonowała taktycznie na bazie modelu na zero - z tyłu; tj. ataku pozycyjnego/kontrataku - od tyłu... Dlatego też twierdzę, że lekceważące podejście (najpierw) do kwestii zdroworozsądkowego trybu życia (np. tzw. diety, prawdopodobnie żywi się wg chorej dietetyki medycyny akademickiej) oraz (później) do niefrasobliwego, nieodpowiedzialnego zachowania się podczas treningu (głupio złapana kontuzja) Kamila Glika - przyczyniły się do tego, że MŚ przegraliśmy mentalnie - już przed przystąpieniem do meczu z Senegalem (w języku prawniczym: umorzenie przed wszczęciem).
Dodam tylko, że Glikowi sama silna wola w walce na boisku, a zaniedbanie zdrowia w aspekcie (np. zasad zdrowego odżywiania) - nie pozwoli zbudować wizerunku faktycznego twardziela na boisku i poza nim.

Inaczej się ma sytuacja z Robertem Lewandowskim, który jest mniej kontuzjogenny niż inni piłkarze. Duża zasługa w tym jest jego żony, która nauczyła go w miarę zdrowo się odżywiać. Wg mnie, nie jest to do końca zdrowe odżywianie; zbyt duża przewaga białka roślinnego nad zwierzęcym, ale zawsze lepsze to, niż odżywianie zalecane przez dietetykę klasyczną-sportową.

W przypadku Pawła Wszołka, niektórzy uważali, że złamanie ręki u niego nastąpiło z powodu (np. niedoboru wapnia w tzw. diecie), co jest zbyt dużą nadinterpretacją.
Jeśli przyjmiemy takie założenie, choćby było w części słuszne, to ten niedobór wapnia w kościach mógł być spowodowany właśnie jedzeniem wapnia wg jakiegoś przygłupawego instruktażu medycznego w postaci produktów bardzo bogatych w wapń (np. w przewadze wapnia nieorganicznego) i suplementów wapnia. A to skutkowało kumulacją toksyn/balastu wapnia. Następnie  było złe wchłanianie i przyswajanie oraz ucieczka wapnia organicznego z kości i zębów - na rzecz neutralizacji ww.toksyn. Skumulowane toksyny w tkance łącznej uszkodziły pewne tkanki i organy oraz doprowadziły do nieprawidłowości w funkcjonowaniu (np. jakiegoś układu/układów) oraz biologicznych sprzężeń zwrotnych pomiędzy nimi. Czyli powstały niedobory (choroby) z - nadmiarów (toksemia i z niej wynikające nieprawidłowości co do wytrzymałości i odporności tkanek na mechaniczne uszkodzenia).
Przykładowo: Skumulowane toksyny w postaci złogów zalegały w tzw. miejscach niszowych organizmu, gdzie były dodatkowo potraktowane przez organizm wapniem nieorganicznym. One mogły powstać z powodu łykania niesterydowych środków przeciwzapalnych czy innych alopatyków. W wyniku takiego wygaszenia stanu zapalnego, a tym samym wyhamowania naturalnego procesu oczyszczania. Zatem w miejscowym stanie zapalnym, który powstał z zamysłu organizmu, aby ich się stamtąd pozbyć - wapń spowodował dodatkowo (np. powstanie różnych zwyrodnień kostno-stawowych). W tych miejscach oraz w miejscach miękkiej tkanki łącznej (np. toksyny-plomby na nanerwiach kanału nerwowego) może najczęściej dochodzić do uszkodzenia tkanki łącznej (np. mięśnie, ścięgna, wiązadła, torebki stawowe, etc.), czyli do powstania kontuzji, jak w przypadku kontuzji stawu barkowego u Kamila Glika.

Jeśli np. malarz ścienny spadnie z drabiny i złamie sobie nogę, to wg medycyny - przyczyną tej choroby ujętej statystycznie w nomenklaturze medycznej, jako uraz kończyny dolnej - jest  nieszczęśliwy wypadek. A jeśli - inny malarz, o takiej samej wadze, o takim samym wzroście, w tym samym wieku, etc. - również spadnie (z podobnej drabiny i z takiej samej wysokości) - nie doznając żadnych obrażeń - to ja się pytam funkcjonariuszy medycyny - czy dalej twierdzą, ze przyczyną - jest nieszczęśliwy wypadek? Po zadaniu pytania drugiego (pomocniczego) - czasami słyszę odpowiedź, że przyczyną bezpośrednią była niedoczynność przytarczyc, a to mogło wskazywać na osteoporozę, czy osteopenię, czyli niedobór wapnia w kościach. Koń by się też dobrze uśmiał... Czy aby na pewno jest to przyczyna bezpośrednia? I czy struktura kości składa się tylko z wapnia? Człowiek zdrowy de facto, a nie wg definicji sekty WHO - ma najczęściej dobry refleks i potrafi ustrzec się/przewidzieć niefart, a jeśli nawet ulegnie jakiemuś nieszczęśliwemu wypadkowi, to z reguły takie wypadki nie są tragiczne w skutkach dla niego, jak dla osoby chorej lub której wydaje się, że jest zdrowa (zmumifikowane ciało/atrapa zdrowia), a także szybciej dochodzi do zdrowia.
Człowieka zdrowego raczej nie gryzą komary, kleszcze i inne robactwo. Czysta krew w czystym somatycznie organizmie - nie jest smaczna dla pasożytów zewnętrznych, których istnienie jest w jakimś... określonym celu. A jeśli nawet pogryzą, to nie znaczy, że musi on zachorować na jakąś chorobę zakaźną lub musi, co najmniej, zareagować na to uczuleniem lub anafilaktycznie... Oczywiście mówimy tu o prozaicznych zdarzeniach losowych, albowiem nawet super zdrowy człowiek psychicznie i somatycznie nie przeżyje, gdy wpadnie pod walec drogowy czy pod czołg T-74, a najzdrowszy Optymalny (od dra Kwaśniewskiego), niby, jak mówią Optymalni, 
odporny na poparzenia, po wpadnięciu do pieca, nawet niekoniecznie martenowskiego - nie ma siły, żeby się nie spalił...

Czy już wiemy, jaka jest przyczyna ab ovo wszystkich chorób, nawet tych od-wypadkowych? Jeśli nie wiemy, to podpowiadam - KONFLIKT BIOLOGICZNY lub/i toksemia (ale tylko przy ciężkich zatruciach, chociaż i w tym przypadku naczelną przyczyną będzie konflikt biologiczny, jako wspólny mianownik, toksemia będzie czynnikiem współistniejącym)!
Natomiast toksemia, jako przyczyna pośrednia, to proces wtórny z konfliktu biologicznego, to pewien rodzaj połączonych ze sobą myśli, uczuć i emocji determinujący zachowania, które powodują psychosomatyczne sprzężenia zwrotne (dodatnie). Przykładem może być konflikt biologiczny pt. Zagrożenie utraty rewiru/Walka o rewir z intruzem. Zarówno w sensie przenośnym, jak i faktycznym mózg atawistycznie podpowiada, aby jego właściciel wyprodukował kamienie nerkowe i postawił ogrodzenie/płot, żeby intruz nie mógł naruszać mu jego miru domowego. I o ile najpierw mózg spowodował w krótkim czasie u niego powiększenie pojemności dróg moczowych do znakowania moczem swojego terytorium, co nie przyniosło oczekiwanego skutku, nie odstraszyło intruza, to w tym przypadku będzie podpowiadał dietetycznie, żeby mógł wyprodukować materiał na to ogrodzenie w dłuższym czasie. Zatem może spowodować u niego ochotę na jedzenie produktów, z których mieszaniny będą mogły powstać twarde konglomeraty (np. szczawiany wapnia). Mózg człowieka to takie bydle, że on nie umie nie pomagać. Jeśli podprogowo mu wysyłasz informacje wzywające o pomoc, to on ci pomaga, jak się nauczył od zarania dziejów... Jeśli nie umiesz go oszukiwać, tj. nie nauczysz się radzenia sobie ze stresem, szokiem (często irracjonalnym/wyimaginowanym) i traumami, to ci będzie pomagał, wyrządzając ci czasem niechcący niedźwiedzią... przysługę. I nie należy go obwiniać za to. Działa jak automat. To człowiek i jego spekulacje myślowe i przeintelektualizowanie danego problemu (często błahego z natury) - powodują celowe, nieprzypadkowe, lecz specjalne problemy zdrowotne, ale nie dlatego, żeby go zabić, tylko wręcz odwrotnie, żeby przetrwał sytuację kryzysową. Nieciekawe, niemiłe i niebezpieczne - mogą być tylko objawy zdrowienia. 

Intensywny sport - to NIE ZDROWIE, lecz WÓZEK INWALIDZKI! Co innego - UMIARKOWANA FORMA AKTYWNOŚCI FIZYCZNEJ! Ale i tak musi ona wypływać z wewnętrznej potrzeby organizmu, a nie z jakiegoś katorżniczego czy durnowatego instruktażu!
Sport zawodowy - to pole do konkurencji wśród producentów: dopalaczy, używek, supli, czy nawet sterydów. Przykładowo: kreatyna, dawniej była na liście tzw. koksów, a obecnie jest tylko niewinną odżywką... czyli że co? Zmiana obyczajowa grupy zaszufladkowania - to również zmiana negatywnego działania na organizm na działanie pozytywne? Czy za zmianą nazwy grupy zaszeregowania - zmienił się skład chemiczny obecnej kreatyny, który nie ma już ujemnego wpływu na funkcje organizmu? NIE!
Sport jest dla działaczy sportowych, polityków, sponsorów, etc. Czasem staje się przykrywką/tematem zastępczym/igrzyskami dla ludu, aby tylko odwrócić uwagę gawiedzi, czy innych niewolników (gladiatorów) - od rzeczy dla ludzi istotnych i najistotniejszych (aspekt zdrowia i życia/bytu/istnienia). W czasie, kiedy obraduje parlament życie i zdrowie człowieka jest zagrożone... (~ jak mówił klasyk)
W obecnym tzw. sporcie nie da się bez przykoksowania osiągnąć dużych sukcesów w sporcie. Laury po osiągnięciu podium powinna zbierać firma, która wyprodukowała ów dopalacz, a nie sportowiec. Czy sportowiec prawdziwy polegający tylko na czystości swojej energii byłby w stanie osiągać nadludzkie (czyli nieludzkie) wyniki sportowe? Czy taki sport by bawił i bogacił? Czy normalny człowiek ma szanse konkurować z tymi koksownikami? Nie może, bowiem ten tzw. sport wyczynowy - nie ma nic wspólnego ze sprawdzeniem swoich normalnych, naturalnych ludzkich możliwości wydolnościowych. A zatem tzw. sport staje się takim samym ersatzem życia - jak funkcjonowanie atrapy organizmu człowieka na używkach typu: narkotyki, alkohol, papierosy, etc. Czyli na ciągłym ćpunowaniu endomorficznym, czasem to też jest na sucho w pewnych zbiorowiskach ludzkich...

W kwestii zduraczenia paraolimpijczyków...
Ci sami działacze sportowi, czyli ich dobrodzieje, dla których walczyli o wielkie pieniądze jako pełnosprawni sportowcy, narażając się na utratę zdrowia lub życia, obecnie posadzili ich na wózki inwalidzkie i wmówili im, że dalej mogą być sportowcami i dalej na nich pracować jako sportowcy (zwanymi dalej litościwie paraolimpijczykami). Wmówili im, że sport nadaje im konkretny sens życia; kasa, hartowanie zdrowia, emocje, ekspresyjność, smak sukcesów, porażek, upadków, walki samego z sobą w ekstremalnych warunkach, etc. Ci ludzie upokorzeni do cna, dalej będą koksować i zabijać się na tempa w myśl idei: - Wszystko dla osiągnięcia wielkości czempionatu...

Ostatecznie można uznać, że sport wyczynowy jest kombinatem Homo patiens, czyli naiwnych i bezwolnych nabywców leków i usług medycznych. W przypadku, kiedy zwykły pacjent, biorąc leki (w tym i suple), uważa, że robi to dla odzyskania zdrowia, to Homo sport-patiens uważa, że swoją postawą wpływa na poprawę zdrowia i staje się wzorem do naśladowania (o, zgrozo!) dla dzieci i młodzieży. Jest full przykładów okaleczeń ludzi przez sport, ale lobby farmaceutyczno-medyczne powie, że są zdrowe leki, które pomogą im pobić rekordy życiowe w sporcie.
W dawnym Enerdówku, np. niektóre kobiety lekkoatletki zmuszane były przez działaczy sportowych, prócz brania kiepskiej jakości koksu, do celowego zachodzenia w ciążę i wykorzystania tego początkowego stanu (energia zwiększone zasoby energetyczne na rzecz rozwoju drugiego organizmu), 
dla większego poweru kondycyjnego/wydolnościowego. A po osiągnięciu szczytowania sportowego (czytaj: mistrzostwa sportowego), dokonywały aborcji. Czy można sobie wyobrazić większe wynaturzenie...?! Co to miało wspólnego ze zdrowiem? Parafrazując słowa B. Prusa: - Nawet w świecie zwierząt, nigdzie nie znajdziesz takiego bydlaka jak wśród ludzi... - Zwierzęta tego samego gatunku raczej nie występują przeciwko swojemu...

Sportowcy mają przyspieszony metabolizm w związku z wymuszoną sytuacją katowania organizmu, często ponad jego możliwości wydolnościowe. A jeśli tak, to częstsza wymiana komórek na nowe, przy przewlekłym zażywaniu specyfików przyspieszających i niby pomagających w regeneracji organizmu. W efekcie skracanie sobie życia, tak jak w analogicznym przypadku zmuszania organizmu do odchorowywania częstych infekcji: 
Czy warto żyć 150 lat - KLIK!

(...)  
Co skraca nam życie - KLIK! Według najnowszych danych, nieczytelna kopia aparatu kopiującego pojawia się mniej więcej po pięćdziesięciu powieleniach. Zapewne jest to w jakimś stopniu zależne od odziedziczonych po przodkach predyspozycjach, niemniej jednak wiele zależy od tego, w jakim tempie nasz organizm jest zmuszony regenerować komórki. Jest to zależne od wielu czynników, a trzy najważniejsze to:
Obumieranie komórek na skutek naturalnego starzenia się.
Jakość komórek, która jest zależna od wystarczającej ilości wszystkich substancji odżywczych w momencie ich powstawania, głównie białek, tłuszczów, witamin i minerałów.
Konieczność wymiany niepełnosprawnych komórek usuniętych z organizmu w wyniku chorób infekcyjnych. ad. 1. Średnia długość życia komórek głównych organów ludzkiego organizmu wynosi przeszło trzy lata, co – pomnożone przez 50 możliwych powieleń – daje nam jakieś 150 lat życia.
ad. 2 i 3. Niestety, te dwa punkty od danych nam 150 lat życia już tylko odbierają, ponieważ powszechne problemy z wchłanianiem wpływają na powstawanie komórek zdefektowanych, które bardzo szybko zużywają się, więc trzeba je często wymieniać.
Badacze zajmujący się problemem długowieczności są zgodni, że czynnikiem najbardziej skracającym długość życia są infekcje. Nie ma w tym nic dziwnego, bowiem istotą chorób infekcyjnych jest dążenie organizmu do samooczyszczenia się z krępujących go niepełnowartościowych komórek na nowe, pełnowartościowe komórki. Rzecz w tym, że kondycja naszych wielokomórkowych organizmów zależy od kondycji wszystkich tworzących go komórek.
Tak już jest w naturze, że coś za coś – choroby infekcyjne mają charakter prozdrowotny, ale za to skracają życie. Niemniej jednak są one konieczne po to, by wszystkie tkanki naszego organizmu zużywały się równomiernie i wszystkie służyły nam przez całe życie. Nie znaczy to bynajmniej, że dobrze jest chorować. Każdy łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo, toteż cała sztuka polega na tym, by w naszym łańcuchu życia żadnych słabych ogniw nie było. Wtedy choroby są nam do niczego niepotrzebne i to jest właśnie cel naszego działania – usunięcie potrzeby chorowania, nie zaś samego chorowania, jakby to chciała medycyna. (...).

Ale - Volenti non fit iniuria... Oraz: - Z wątpliwym skutkiem śpiewamy sobie tak, życie jest zbyt krótkie, by żyć byle jak...

Gdyby Robert Lewandowski i inni piłkarze tej klasy, przy w miarę zdroworozsądkowym trybie życia pozaboiskowym (Zasady zdrowego odżywiania), wiedzieli o tym, że nie należy oddychać otwartą paszczą, lecz nosem, i to zarówno na boisku, jak i poza nim, oraz gdyby znali resztę *Zasad zdrowego (zredukowanego) oddechu wg dra Buteyki - to nie ulegaliby tak często kontuzjom oraz graliby w piłkę do ok. 40., a także żyliby dłużej i w miarę zdrowo na tzw. emeryturze piłkarskiej. Nawet wtedy kiedy zostałby obnażony ich faktyczny stan zdrowia, tj. po odklejeniu się im owej tapety zdrowia i po zaprzestaniu brania tzw. wspomagaczy.

*Zaznaczam, że hiperwentylacja (ciągłe, głębokie oddychanie ustami) oznacza spadek poziomu CO2 i tym samym ucieczkę tlenu z organizmu, czyli niedotlenienie, co w konsekwencji prowadzi do chorób organizmu, starzenia się go, i tym samym do stosunkowo przedwczesnej śmierci, często niezbyt godnej, lecz w cierpieniach.
*Dr Konstantin Buteyko udowodnił, że redukując ilość wdychanego i wydychanego powietrza - podnosi poziom CO2 we krwi tętniczej, co w konsekwencji podnosi natlenienie organizmu na poziomie komórkowym.
*Metoda Buteyki na zdrowy oddech i zdrowe życie polega na stałym podnoszeniu poziomu CO2 i we krwi tętniczej do poziomu normy 5,5%. Taki poziom odpowiada tzw. **pauzie kontrolnej 40 sek. Taki poziom odpowiada dobremu zdrowiu. **Badanie pauzy kontrolnej - mierzy poziom CO2 w organizmie, czyli poziom natlenienia. Jest to ilość sekund liczona po lekkim swobodnym, niewymuszonym wydechu - do chwili, aż pojawi się pierwsza (choćby najmniejsza!) chęć zaczerpnięcia powietrza. Inaczej mówiąc: ilość liczona na bezdechu bez uczucia niedoboru powietrza czy bez uczucia dyskomfortu. Pomiar jest rzetelny na czczo, po przebudzeniu się. Usiądź wygodnie i rozluźnij się przez 5 minut. Zrób wdech, taki jak zawsze, zrób wydech, taki jak zawsze. Zaciśnij nos palcami i wciśnij stoper - niech odlicza czas! Jak tylko poczujesz pierwszą chęć zaczerpnięcia powietrza - wciśnij stop! Pauza kontrolna średnio u ludzi wynosi ok. 10-20 sek., czyli poziom CO2 4-4,5%, to zbyt niski poziom, a ogólna chorowalność dosyć wysoka.
*Zasady zdrowego oddychania: 1. zaprzestanie praktyki głębokiego oddychania; 2. oddychanie w ciągu dnia tylko przez nos (należy tyle oddychać ustami, co jeść nosem...); 3. oddychanie podczas snu tylko przez nos; 4. kontrola oddechu podczas doznawania silnych emocji; 5. nieprzejadanie się; 6. unikanie przegrzewania organizmu; 7. spanie na lewym boku lub na brzuchu; 8. kontrola oddechu podczas mówienia; 9. aktywność fizyczna; 9. jest kilka ćwiczeń oddechowych wg Buteyki, które podnoszą poziom CO2, a tym samym dotlenienie organizmu.
Lepsze dotlenienie komórkowe organizmu - to prawidłowa przemiana materii; dobre trawienie, wchłanianie i przyswajanie substancji odżywczych w organizmie oraz brak chronicznych chorób.

Kiedy lekarzem i dietetykiem Widzewa Łódź został dr Jan Kwaśniewski (autor DO, zbliżonej częściowo do Zasad zdrowego odżywiania lub do Diety dra Lutza, czy też ogólnie do Diety niskowęglowodanowej), to piłkarze kadry Widzewa potrafili kondycyjnie zabiegać na śmierć piłkarzy przeciwnej drużyny w ówczesnej I lidze (obecnej ekstraklasie). Przykładowo - w meczu ze stołeczną Legią przegrywając 0:2 do 70. minuty - potrafili wygrać 3:2, właśnie wykańczając ich kondycyjnie i również piłkarsko.

Skoro są już sportsmenki, które w sprincie odnoszą sukcesy sportowe, a które potrafią oddychać przez nos, podczas tak olbrzymiego wysiłku, to nie widzę problemu - aby nauczyć tej zdrowej sztuki oddychania piłkarzy (chociaż częściowo).
Ale od razu nasuwa się pytanie, chyba raczej retoryczne - w czyim leżałoby to interesie...?
Chyba nie w interesie działaczy sportowych i ich wspólników z medycyny sportowej, medycyny akademickiej, lobby farmaceutycznego oraz innych ich popleczników biznesowych, którzy żyją także ze skutków ujemnych ekstremalnego w większości trybu życia sportowców.
Ci ostatni, żyjąc z igrzysk - są w błogiej nieświadomości - uważają, że nie są współczesnymi gladiatorami, lecz herosami lub prawie herosami, którzy na tzw. ciągłym ćpunowym wtrysku, w rytmie endomorficznego bluesa - będą mogli żyć długo, bogato, zdrowo i szczęśliwie...



Aktualizowano dnia 26.08.21 godzina 16:21

                                               
                                                                                                       Zibi


























1 komentarz: